Krzyczę. Płacze. Szlocham. Wiem, że i tak nikt nie usłyszy. Większość jest głucha na nasze cierpienia. Ale to może i dobrze? Może lepiej wykończyć się w samotności?
Tak bardzo mi smutno gdy go nie ma obok mnie, chcialabym aby znowu byl przy mnie, przytulil, pocalowal w raczke powiedział ze wszystko bedzie dobrze i uratował od tego co mnie kiedys zniszczylo. Nie moge poradzić sobie z tęsknota
Gdy to piszę, moje ciało drży. Ale już nie długo nie będzie w stanie. Niedługo nie będzie w stanie drżeć. Nie długo nie będzie w stanie się ruszyć. Będzie zimne. Białe. Idealne. Czego chcieć więcej?
Nie widzę sensu w tym po co tu jestem. Wszystko było by łatwiejsze. To takie przeciętne ale wolała bym się nie rodzić. NIe znać ludzi których znam. Nie czuć tego co czuje. Jedna kreska... Jedna kropla... Wystarczy. Kolejny krok do ponownego narodzenia. Może teraz będzie lepiej. Kto wie... Życie to taka Rosyjska roletka czasami bez tej leprzej części
Cierpię, bo.. ciągle czuję ból psychiczny. Czasem bez konkretnego powodu. Poprostu jest mi źle, wręcz beznadziejnie, chce mi się płakać. I tak co dzień. Nie potrafię sobie z tym poradzić.
mieszkam 369km od mojej dziewczyny. Mamy po 20 lat a ja nie radzę sobie z uczuciem tęsknoty, tak...nazwijcie mnie ciotą ale gdy widzę zachodzące słońce nie jestem w stanie powstrzymać łez. Nie daję już rady, nie mogę bez niej wytrzymać. Pracuję znalazłem zanim ją poznałem, teraz będę musiał czekać do następnego października zeby iść do jej miasta na studia. Wiem, ludzie mają większe problemy i żyją. Ale nie miałem komu powiedzieć, że mi po prostu qrwa trochę smutno.
Ciekawe jak by było jakbym usunął wszystkie konta na portalach. Czy wyszłoby to na dobre, czy zacząłbym się nudzić. Kiedyś wogóle nie było internetu i zajmowałem sobie czas jakimś hobby, zawsze coś znalazłem. Ale: nigdy i tak nic nie robiłem żeby kogoś poznać.
Mam łzy w oczach, gdyż...Jestem zamknięta w domu. Odcięta od świata. Nawet jeśli wychodzę... Czuje te spojrzenia oblepiające moje ciało. Są jak ciężarki, które ktoś stale mi dodaje. Ciężar jest zbyt wielki by iść. Gdy próbuje się ich pozbyć ostrze chaczy o moje nadgarstki... Jedno spojrzenie jest w stanie uwolnić mnie od tego ciężaru. Jednak ono nie ma do mnie dostępu
jest mi tak cholernie źle..
Chłopak który dał mi nadzieje na lepsze życie,na miłość odebrał mi to wszystko w brutalny sposób
Nie radze sobie z życiem,nie radze sobie z bólem.
Czuje sie niepotrzebna nikomu,czuje że zaleje sie zaraz łzami..serce mi tak bardzo krwawi..
Chciałabym,by ktoś mi je uleczył ale boje sie ufać.. Nikomu już na mnie nie będzie zależało,nikt mnie nie pokocha..
Próbuję zrzucić wagę.. te ostatnie pare kilo.. i jest dobrze, przez 2 tygodnie jest super, panuję nad sobą, jem zdrowo, ćwiczę codziennie, aż tu nagle BUM. Napad. Nie potrafię przestać jeść, dopóki mnie nie zaczyna mdlić, dopóki mam wrażenie, że moje żebra pękną. Nie potrafię przestać i wyjść z tego cyklu... Czuję się jak kompletny przegraniec życiowy..
Dlaczego jest tak że gdy zaczyna mi na kimś zależeć to ten ktoś okazuje się całkowitym dupkiem? Mam już dość tej pieprzonej samotności. Chciałabym móc komuś powiedzieć że go kocham (ze wzajemnością). Chciałabym mieć komu powiedzieć co mi się nie udało i udało i żeby naprawdę tą osobę to obchodziło...