Gdy to piszę, moje ciało drży. Bo już dłużej nie wytrzymam. Miałem już tu więcej nie wchodzić, nigdy więcej nie pisać. Ale już nie dam rady. Byłem w depresji. Kiedyś. Udało mi się pozbyć tego zżerającego gówna. Teraz nie czuję się już tak jak wtedy. Nie mam myśli samobójczych, napadów płaczu. Ale nie jest normalnie. Chcę przynajmniej udawać, że jestem silny. Jako mężczyzna nie mogę ulegać emocjom. Ale nie daję rady. Chociaż cały czas zapewniam siebie, że nie wciągnę się w ciemność, to czuję się jak hipokryta. Czasem mam ochotę po prostu wpierdolić wszystkim dookoła. Czasem wystarczy, że zobaczę jej zdjęcie i mimowolnie lecą mi łzy. Zaczynam rżeć ze śmiechu. Mam huśtawkę nastrojów. Każdy widzi mnie inaczej, a żadna z przypisywanych mi gęb, moim zdaniem nie jest moja. Nic już nie wiem. Rzeczywistość miesza mi się z wyobrażeniami. Jak jest lepiej i myślę że będzie ok to zaczynam mieć te popieprzone sny. Jestem słaby, żałosny. Przecież nikt inny tak nie przeżywa. Wszyscy radzą sobie a przecież każdy ma ciężko. Potrzebuję pomocy. Nie wiem czego chcę. To jest chore. Nawet nie wiem czy to co napisałem jest prawdą, czy może specjalnie stawiam siebie w roli ofiary jako forma ucieczki od trudu, albo mózg przyzwyczaił się do zawyżonego poziomu hormonów smutku wprowadza mnie w ten stan. A może tylko chcę poklasku bo jestem pierdolonym hipokrytą i chciałbym żeby cały czas ktoś się mną zachwycał. Boże pomóż mi. Niech ktoś powie coś mądrego.

Top 100 Top 100 7 dni