Dwóch latach (nieskutecznego) leczenia depresji uznałam, że lepiej jest jak przerwię tę farsę. Od miesiąca przestałam brać leki, które tylko mnie otępiały i usypiały, chociaż mam jeszcze cztery opakowania. Leki zresztą nie naprawią mojej zjeb*nej psychiki.
Lekarz za to ma wyj*bane za przeproszeniem na mnie i na moje problemy, za każdym razem kiedy przychodziłam do niego, to bezczelnie okłamywałam; a to że już lepiej, że nie chcę się zabić i że mam energię do życia... Wszystko, byle by się uwolnić. Leki? Mam kilka opakowań... Może zostawię je na gorsze momenty i po prostu połknę wszystkie. Chociaż planuję się zagłodzić...
Ale nie potrafię się zabić od tak, tak naprawdę...
Taka jestem beznadziejna. Jestem tylko ciężarem dla wszystkich.

A najgorsze jest to, że nie chcę umrzeć, ale chcę przestać egzystować na tym poj*banym świecie. Jedyną rzeczą jaka mnie trzyma tu jeszcze, to moja praca magisterska (z którą już mam problemy) i książki.
I przestałam już wierzyć w takie bzdety jak "prawdziwa miłość", w lepsze jutro ect...

J.

Top 100 Top 100 7 dni