Smutno mi, bo mam znajomą (nie jest to bliska znajoma), która ma teraz ciężki okres. Od kilku tygodni cierpi na stany lękowe. Obrała sobie mnie za osobę do wspierania, wyżalania się i dzwonienia o każdej porze kiedy tylko ubzdura sobie, że umiera, nie może oddychać i na pewno ma udar (oczywiście to tylko napady paniki). Zrobiłam co w mojej mocy, przez jakiś czas ją wysłuchiwałam, wzywałam karetkę, nawet umówiłam ją do psychoterapety (była, bardzo jej się podobało, umówiła się na kolejną wizytę). Sama jednak jestem bardzo wrażliwą osobą i nie mogę ciagle słuchac o jej problemach, bo sama mam swoich dużo. Jednak choć to mnie niszczy, boję się jej powiedzieć, że nie mogę jej dłużej pomagać w taki sposób. A ona ciągle dzwoni, nawet kiedy wie, ze jestem w pracy, na rodzinnej uroczystości itd. i na prawde nie mogę odebrać. A nawet gdybym mogła, to nie chce sobie psuć nastroju i marnować czasu na godzinne uspokajanie jej, że to nie udar, a stan lękowy, że stres, że ma się połozyć i oddychać, napić się czegos , wziąć lekarstwo uspokajające itd. Niby słucha i jest ok, a potem znów dzwoni następnego dnia, bo leków nie wzięła (i nie chce), a ma wrażenie ze umiera... Zwariuje od tego i jestem w kropce. Chce jej pomóc, ale nie potrafię. Zrobiłam wszystko co mogłam, a teraz to już mnie po prostu niszczy i dobija. na serio chce jej pomóc, bo ona potrzebuje wsparcia, ale czemu to właśnie wrażliwa ja musze być tym wsparciem? Nie daje rady...

Top 100 Top 100 7 dni