Płaczę sobie bo tęsknię, chociaż wiem że ten związek nigdy nie miał racji bytu, że już pewnie nawet nigdy więcej się nie zobaczymy. Smutno mi.
-
20 stycznia 2020, 20:13:3120 stycznia 2020 18:27:55
Fajnie, że Tobie też pomogło czytanie moich wypocin, miło mi to słyszeć :)
Ok, czyli Ty już jesteś na dalszym etapie, niż ja. Hm, obawiam się, że najgorsze przede mną i dopiero się zaczyna. Wcześniej jakoś to wszystko wypierałam i żyłam dniem codziennym, dopiero teraz zaczynają się te wszystkie emocje na mnie zwalać. Ale tak, pozwalam sobie na przeżywanie tego smutku, żalu, tęsknoty gdyż wiem, że unikając ich tylko odwlekałabym przeżywanie ich w czasie, ze zwielokrotnioną siłą. Nie ma mowy o tym, że chciałabym wrócić do tego związku, to pewne. Mam nadzieję i chcę również dojść do etapu, w którym nie będę już czuła żadnych negatywnych uczuć w stosunku do niego i przebaczę mu wszystko. Natomiast już teraz jestem mu wdzięczna za mnóstwo rzeczy, których mnie nauczył, które o sobie dzięki niemu się dowiedziałam, odkryłam, za mnóstwo tych cudownych, radosnych, przepięknych, dobrych chwil, które przeżyliśmy razem (kurczę, znowu mi łzy lecą...). Za te wszystkie cenne lekcje, które ten związek mi dał. Wczoraj przeglądałam sobie nasze zdjęcia i ryczałam. Jeszcze nie jestem gotowa, żeby je pokasować. Pewnie długo jeszcze nie będę. Chcę dojść do momentu, w którym będę mu życzyła jak najlepiej i myślała czasem o nim ciepło.
Odnośnie tego, co napisałeś - nie ma sensu gdybać "co by było", to już minęło i nie wróci, no i jest tak, jak mówisz; jeśli miałoby się rezygnować z siebie, zmieniać dla kogoś, to taki związek nie miałby wtedy najmniejszego sensu.
Ja tak naprawdę nie "tonę co wieczór w morzu łez", to się nie dzieje dosłownie codziennie ale jednak bardzo często. Staram się zajmować innymi rzeczami, które mnie cieszą, wróciłam do intensywnych spotkań ze znajomymi, a do tego poznałam i wciąż poznaję nowych, fajnych znajomych, dzięki czemu mój kalendarz na najbliższy czas jest już nieźle zapełniony :) Bardzo się z tego cieszę, czuję, jakbym wróciła do siebie, przebywanie z ludźmi daje mi mnóstwo energii, optymizmu i siły napędowej.
Co do Twoich ostatnich kilku zdań... Mam takie bardzo smutne myśli i obawy, że może nie byłabym w stanie już się tak z nikim zaangażować bo mój były miał kilka cudownych cech, które sobie cenię w mężczyznach, a które niestety wśród mężczyzn są chyba bardzo rzadkie. Zastanawiam się wtedy, czy jest w ogóle możliwe spotkać kogoś, kto nie dość, że będzie w sobie łączył akurat te cechy, to do tego był dopasowany do mnie, był kimś z kim można stworzyć zdrowy związek. Wydaje mi się, że jeśli by mi tych cech w kimś brakowało, to ciągle bym porównywała go do byłego pod tym względem i byłabym nie do końca szczęśliwa. Bo na ile statystycznie to jest możliwe.... Poza tym odechciało mi się związków, chcę się wreszcie zatroszczyć o siebie, rozwijać się, zająć się sobą, korzystać z życia. I tak bym się teraz, ani w najbliższym czasie nie nadawała do żadnego bo mam jeszcze wiele rzeczy, które muszę niestety przepracować. Tak więc ostatnie 3 zdania Twojej wypowiedzi brzmią dla mnie niczym kosmiczna mrzonka :D
Dobrze, wygadałam się. Ja Tobie również życzę z całego serca wszystkiego dobrego :) -
20 stycznia 2020, 18:27:5519 stycznia 2020 01:16:37
Mnie też bardzo pomogło czytanie tego co napisałaś, że nie jestem sam z tym co czuje. Ten ból z czasem znika, takie płaczliwe momenty z czasem przychodzą coraz rzadziej i są coraz krótsze. Najgorsze mamy już za sobą - podjęliśmy słuszną decyzje o przerwaniu tego koszmaru, teraz może być już tylko lepiej - pod warunkiem, że będziemy się naszych decyzji trzymać i nie przyjdą nam do głowy głupie pomysły w stylu odnowienie relacji z osobą przy której czuliśmy się źle. Ja nie czuje (już) do niej żadnych negatywnych ani pozytywnych emocji, jestem wdzięczny za to co było okej, przebaczam to wszystko co było złe i chce wierzyć, że ona nigdy nie chciała źle ale że po prostu nie byliśmy dla siebie stworzeni, nasze sposoby na przeżywanie tego świata zbyt bardzo się różniły. Pewnie, może gdybym starał się bardziej, postąpił w niektórych sytuacjach inaczej, gdybym zmienił to jaki jestem - może wtedy nasz związek mógł się udać. Ale czy właśnie nie o to chodzi w miłości, żeby akceptować siebie i kochać takimi jakimi jesteśmy? Żeby to było takie naturalne, oczywiste i spontaniczne że jesteśmy parą i chcemy wspólnie odkrywać świat, razem pokonywać wszystkie przeciwności losu? Czy gdybym się zmienił dla Niej to czy to w ogóle miałoby sens? Czy może być coś gorszego niż utracić siebie? To chyba była by zbyt wysoka cena, zwłaszcza jeśli tylko ja byłbym stroną gotową ją zapłacić, jeśli nie byłoby mowy o tym, że naszym wspólnym celem jest ten złoty środek i kompromis.
Od rozstania minęło u mnie kilka miesięcy, ale moja obecna melancholia dobiega końca, teraz znów jestem silny i pełen nowych pomysłów na przyszłość. Mam nadzieje, że Twoje przygnębienie także minie szybko i lada moment wrócisz do swojego normalnego życia w którym nie toniesz co wieczór w morzu łez. List koniecznie napisz, pozwól sobie czasem też poprzeżywać ten smutek i tęsknotę, nie bój się o niej opowiadać - wtedy jest łatwiej. Przebacz jemu, ale nie wracaj do tego związku, to normalne, że ludziom czasem nie wychodzi. Pomyśl sobie o tym jak cudownie będzie mieć faceta który będzie gotowy dawać Ci to, co Ty dajesz jemu i któremu będziesz mogła bez obaw opowiedzieć o wszystkim czego pragniesz i czym marzysz. A on zrobi co tylko będzie mógł, żebyś była szczęśliwa i będzie to takie niepowtarzalne i niezwykłe bo zrozumiałe tylko dla was - taki wasz mały świat wspólnych marzeń:) Życzę Ci tego z całego serca;) -
19 stycznia 2020, 01:16:3717 stycznia 2020 16:58:13
"Boje się tego co ten cały związek mówi o mnie, o moich słabościach i wadach i tego, że muszę się z nimi jakoś skonfrontować"- rozumiem. Mam nadzieję, że któregoś dnia znajdziesz na to siłę. Warto się z tym wszystkim zmierzyć.
"Cała ta relacja powinna była się zakończyć o wiele wcześniej, a ja brnąłem, brnąłem i brnąłem w coś co nie miało zupełnie sensu, coraz bardziej tylko angażując się w to emocjonalnie. Żałuje, że złamałem własne zasady i żyłem złudzeniami, mam ogromną nauczkę na przyszłość." oraz cały następny akapit - wiesz, mogłabym napisać dokładnie, ale dokładnie to samo o sobie oraz swojej sytuacji. To jest właśnie opis mojego byłego już związku. Te cudowne chwile z nim spędzone działały jak narkotyk i powodowały, że tak ciężko było podjąć decyzję o rozstaniu, mimo, że od początku miałam jasne przesłanki, że to nie ma sensu, i mnóstwo wątpliwości. I ta emocjonalna sinusoida, nie było tygodnia, żeby coś było nie tak... To jest bardzo wykańczające emocjonalnie i psychicznie.
Co do Twojego trzeciego akapitu, ja mogłabym napisać to samo, zastępując kłamstwa manipulacją. Wciąż się zastanawiam, czy to wszystko było od początku do końca perfidną, wyrachowaną manipulacją, czy on po prostu ma taki styl funkcjonowania, z którego nie zdaje sobie sprawy...? Chcę wierzyć, że to drugie. Bardzo mi przykro, że byłeś okłamywany, to musiało bardzo boleć. Takie zachowanie bardzo głęboko podkopuje zaufanie do drugiej osoby.
Ja jemu również nie zaproponuję rozmowy, gdyż on nawet nie raczył mnie przeprosić w momencie kiedy zawalił, a potem już się nigdy nie odezwał. Musiałabym stracić resztki godności i szacunku do samej siebie, żeby się w takiej sytuacji do niego odezwać, więc niestety pewnie u mnie te wszystkie rzeczy również pozostaną na zawsze niewyjaśnione...
Czytając Twoje posty, i innych ludzi, widzę że takich związków jest niestety bardzo dużo. Ile już jesteś po rozstaniu? Przykro się czyta, że byłeś wrakiem przez pierwsze 2 miesiące. Cieszę się, że teraz już Ci lepiej. Będzie już tylko lepiej. Co prawda ja tak nie mam, ale kiedyś przy innej okazji, z powodu kogoś innego chodziłam przez 2 miesiące jak ten wrak bez życia, więc rozumiem jak to jest.
Ja niestety weszłam niedawno w fazę tęsknoty (choć wiem, że nie chcę wracać, wiem, że to minie) i zdarza mi się znów płakać wieczorami, myśleć, co tam u niego, jak on sobie z tym radzi, co czuje, co myśli...
Dziękuję za Twoją radę. Napiszę do niego kiedyś list, wyrzucę z siebie to wszystko, ale nie wyślę go mu, po prostu go symbolicznie spalę albo podrę i wyrzucę na wiatr albo coś.
Dziękuję Ci bardzo, że się tutaj odezwałeś. Ja nie rozmawiam o tym wszystkim z przyjaciółmi, nie chcę ich zanudzać, chowam te wszystkie myśli w sobie i ogromnie mi pomaga, że mogę się tu wygadać komuś, kto rozumie bo ma podobne doświadczenia. -
17 stycznia 2020, 16:58:1316 stycznia 2020 00:02:13
"dlaczego? boisz się czegoś? " - oczywiście, że się boje. Boje się tego co ten cały związek mówi o mnie, o moich słabościach i wadach i tego, że muszę się z nimi jakoś skonfrontować. Cała ta relacja powinna była się zakończyć o wiele wcześniej, a ja brnąłem, brnąłem i brnąłem w coś co nie miało zupełnie sensu, coraz bardziej tylko angażując się w to emocjonalnie. Żałuje, że złamałem własne zasady i żyłem złudzeniami, mam ogromną nauczkę na przyszłość.
" zastanawiam się, jakie to mogą być wątpliwości... odnośnie związku? jej samej?" - i jednego i drugiego. Miałem mnóstwo wątpliwości praktycznie od samego początku, ciągle coś było nie tak, ciągle coś mi nie zgadzało, jej zachowanie było niespójne i pełne wyraźnych sygnałów ostrzegawczych. Bo widzisz, to trochę jak z facetem który pije alkohol i jeździ potem samochodem. Kto wie, może nigdy w życiu nie spowoduje wypadku, ale istnieje duża szansa że któregoś dnia zabije i siebie i ciebie. Ona miała mnóstwo takich cech charakteru i zachowań które były od początku zwiastunem wielkich problemów, to było bardzo nierozsądne, że zdecydowałem się je ignorować, czyli ani ich nie wyjaśniałem rozmową ani nie odchodziłem od niej mimo narastających wątpliwości. Może to po części dlatego, że bywały też i lepsze okresy które wspominam bardzo dobrze, ale to były dosłownie chwile po których zaraz znowu coś było nie tak.
Zdecydowanie najgorsze z tego wszystkiego były ciągłe kłamstwa, non stop kłamanie i ciągłe wymyślanie jakiś usprawiedliwiających durnych narracji które były mi wciskane kiedy orientowała się, że widzę jak mnie okłamuje. Ja nawet nie wiem na ile to kłamanie było przejawem złych intencji, czy ona miała po prostu taki sposób funkcjonowania, ale tak się po prostu nie da żyć, z kimś kto non stop oszukuje, zmyśla i traktuje swojego partnera jak idiotę któremu można wcisnąć każdą bzdurę. I któremu nie mówi się szczerze o tym, co jest nie tak, całemu światu wokół owszem, ale nie najważniejszej (podobno) osobie.
Nie ma sensu, żebym opisywał tutaj szczegóły, moja sprawa pozostanie już tak jak jest, bo to nawet nie chodzi o to, że nie będzie już okazji żebym ją spotkał (bo będzie), ale nie będzie już po prostu warunków do szczerej i otwartej rozmowy między nami. Ja przynajmniej na pewno jej nie zaproponuje, bo mam przeczucie, że zostanę tylko olewczo spławiony - tak było ostatnim razem gdy chciałem usiąść w spokoju i szczerze porozmawiać.
Autorko - nie znam Twojej sytuacji ani Twojego partnera, nie wiem też jak często zdarzają się Tobie takie płaczliwe i melancholijne wieczory jak ten 15 stycznia. Jak widzisz ja dzisiaj jestem już w zupełnie innym nastroju a takie wybuchy łez mam tylko od czasu do czasu i to coraz rzadziej (ale pierwsze dwa miesiące po rozstaniu byłem wrakiem człowieka). Jeśli z Tobą jest podobnie - to zostaw sprawę tak jak jest. Jeśli natomiast czujesz, że nie potrafisz żyć z tym jak to się zakończyło to załatw tą sprawę dla swojego własnego spokoju. Jeśli nie masz siły choćby zadzwonić to napisz list. Ja tak kiedyś zrobiłem z moją wcześniejszą ex-dziewczyną i bardzo mi wtedy ulżyło. Napisz do niego list i wyjaśnij w nim wszystko co leży Ci na sercu, niezależnie od tego jak on na to zareaguje, to Ty poczujesz się dużo lepiej i będziesz mogla zrobić w końcu krok naprzód w swoim życiu. -
16 stycznia 2020, 11:58:16Relatywnie niezbyt dlugo
-
16 stycznia 2020, 00:19:11Długo autorze/autorko byliście razem?
-
16 stycznia 2020, 00:16:37"że mimo symbolicznego zamknięcia ta relacja została gwałtownie zerwana. Nie tego chciałam"
czemu gwałtownie? -
16 stycznia 2020, 00:02:1315 stycznia 2020 23:10:40 - "albo ma takie wewnętrzne poczucie, że ta sprawa nie została należycie zamknięta, wyjaśniona, że być może pozostało mnóstwo rzeczy których nie było okazji powiedzieć, wytłumaczyć" - jejku, nawet nie wiesz, jak bardzo mocno odczuwam i myślę to samo :( Ja właśnie czuję, że mimo symbolicznego zamknięcia ta relacja została gwałtownie zerwana. Nie tego chciałam. Zawsze myślałam, że jeśli faktycznie dojdzie do rozstania, to usiądziemy na spokojnie, porozmawiamy, wyjaśnimy sobie wszystko do samego końca, powiemy sobie te wszystkie rzeczy, które wisiały gdzieś w przestrzeni wciąż niewypowiedziane... Boli mnie, tak bardzo boli, że już się nigdy nie dowiem kilku rzeczy, o które go chciałam zapytać. Już po rozstaniu odkryłam przypadkiem pewną rzecz, chciałam go bardzo o to zapytać, ale już nigdy nie będę miała okazji... To takie przykre, szczerze to ciężko mi się z tym pogodzić ale muszę, muszę to zaakceptować, że to wszystko na zawsze pozostanie dla mnie zagadką, nie ma innego wyjścia. Dużo łatwiej byłoby pójść dalej żegnaj się ciepło i życzliwie w zgodzie, życząc sobie jak najlepiej.
"Czasem mam wrażenie, że sam przed sobą staram się ukryć przyczyny tego rozstania..." - dlaczego? boisz się czegoś?
"i tak bardzo żałuje, że nie miałem odwagi powiedzieć mojej ukochanej o wielu moich wątpliwościach" - zastanawiam się, jakie to mogą być wątpliwości... odnośnie związku? jej samej?
"Żałuje, cierpię i tęsknie tak jak Ty..." - bardzo mi przykro z powodu Twojej sytuacji :(
Kończę na ten moment bo klawiatura mokra już od łez. Dobranoc.
15 stycznia 2020 23:19:40 - zabawne bo sama tak mówię o większości ludzi tutaj. Ale w mojej sytuacji nie ma innej drogi. pozostaje tylko akceptacja. -
15 stycznia 2020, 23:19:40No to zróbcie coś z tym. Co wam szkodzi napisać, zadzwonić do nich? Kurwa, wszyscy cierpicie bla bla, a prawda jest taka, że dobrze wam w tym cierpieniu, dlatego gówno robicie i niby umieracie z tęsknoty. Nawet mi was nie żal, werterzy kurwa.
-
15 stycznia 2020, 23:10:40Przykro mi, że cierpisz, też miewam czasem takie pełne łez wieczory, z podobnej przyczyny z resztą.
Myślę, że to cierpienie jest zdecydowanie większe, kiedy człowiek tak się miota cały czas, nie potrafi definitywnie zaakceptować, że to już koniec, albo ma takie wewnętrzne poczucie, że ta sprawa nie została należycie zamknięta, wyjaśniona, że być może pozostało mnóstwo rzeczy których nie było okazji powiedzieć, wytłumaczyć. Czasem mam wrażenie, że sam przed sobą staram się ukryć przyczyny tego rozstania... i tak bardzo żałuje, że nie miałem odwagi powiedzieć mojej ukochanej o wielu moich wątpliwościach, teraz gdy już się nie boje to pewnie nie będzie ku temu okazji. Żałuje, cierpię i tęsknie tak jak Ty... -
15 stycznia 2020, 22:24:54Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu się rozstaliśmy.
-
15 stycznia 2020, 21:53:09ma żonę?
-
15 stycznia 2020, 21:49:59Z różnych powodów
-
15 stycznia 2020, 21:19:47Dlaczego nie miał racji bytu?
-
15 stycznia 2020, 21:11:38Ale po co?
-
15 stycznia 2020, 20:41:41Dlaczego myślisz, że już nigdy więcej się nie zobaczycie? Może będzie jeszcze szansa