Nie mam z kim spędzać czasu, nie mam pomysłu na siebie, nie mogę zdać prawa jazdy, czuję się jak zupełnie bezwartościowy debil bez perspektyw. To żadna depresja czy jesienna chandra, po prostu bolesna świadomość własnego miejsca we wszechświecie. Mam dość siebie, swojej słabości, rutyny. Boję się, że mimo raczej przyjaznej natury zaczynam zmierzać w kierunku zgorzknienia, porównując się z otoczeniem, które zdaje się przewyższać mnie w każdym możliwym aspekcie.
-
23 listopada 2017, 15:50:56Dziękuję za odpowiedzi. To miłe, że poświęciliście mi chwilę swojego czasu.
Staram się nauczyć walić wszystko, choć przychodzi mi to z trudnością. Trudno mi nauczyć się spędzać czas samotnie, bo jakkolwiek próbowałabym sobie wmówić, że potrafię być szczęśliwa bez ludzi (cholera, nawet jeden bliski "ludź" by wystarczył - nie wymagam wiele), to jednak mimo introwertyzmu nie umiem chyba być samotnym wilkiem.
Za słowa otuchy i kciuki też dziękuję. Do wszystkich religii mam dużo szacunku, ale sama wierząca niestety nie jestem, choć sporo by to pewnie ułatwiło. Ale cóż, wiary nie włącza się i nie wyłącza przyciskiem wedle uznania, w dowolnym momencie.
~Autorka -
22 listopada 2017, 19:53:16Jakże Cię rozumiem...
-
22 listopada 2017, 19:09:36Ale mimo wszystko jesteś człowiekiem. Możesz siebie nienawidzić, myśleć że jesteś tylko nieudaną karykaturą tych, którzy Cię otaczają, może Ci nic w życiu nie wychodzić, możesz być zgorzkniały(a), smutny(a), zły(a), rozdrażniony(a) - to niczego nie zmienia. Jesteś człowiekiem, stworzonym - tak jak inni - do bycia kochanym(ą). Ludzie mogą mówić co chcą, Ty sam(a) możesz myśleć co chcesz, ale tak jest i już :). Ja też kiedyś przestałam wierzyć w swoją wartość. Uważałam siebie za gorszą, brzydszą, głupszą, wreszcie mniej lubianą i nie zasługującą na to, żeby ktokolwiek mnie kochał. Nie wiedziałam co chcę w życiu robić, nie wiedziałam czy kiedykolwiek dam radę być szczęśliwa.
Brakuje mi słów, żeby powiedzieć to wszystko, co chciałabym Ci powiedzieć. Najchętniej powiedziałabym Ci, że jesteś cudowny(a) niezależnie od tego w jak beznadziejnym położeniu się znajdujesz, bo to nie porażki decydują o tym kim jesteś; przytuliłabym Cię tak mocno jak tylko potrafię, bo wiem jakie to potworne uczucie kiedy myśli się, że jesteś zdany(a) tylko na siebie...
Pewnie zapytasz jakie jest wyjście z Twojej sytuacji. Nie wiem jak zareagujesz na moją odpowiedź - może mnie wyśmiejesz, a jeśli tak, przyjmę to z godnością. Tu powiem tylko trzy słowa, bo więcej w moim przekonaniu nie jest konieczne - miłość Jezusa Chrystusa.
Mam nadzieję, że moja wypowiedź wleje choćby trochę światła do Twojego serca. Będę trzymała kciuki żeby Twoje życie ułożyło się najpiękniej jak się tylko da, a każdy dzień Twojego życia był przepełniony radością :) :) :) :) :) :)
M. -
22 listopada 2017, 14:38:15Skoro nie masz nic do stracenia, to wal wszystkich w cholerę i rób to, co jest dla Ciebie najprzyjemniejsze i najfajniejsze. Rozwijaj się w tym kierunku, który Ci się podoba. Najwyżej umrzesz pod mostem, jako zupełny nieudacznik.
To Twoje życie, nikogo innego. Pomyśl sobie, kiedy byłbyś z niego usatysfakcjonowany, usiądź, rozpisz sobie hierarchię wartości, potem wyznacz sobie cel- co zrobić, żeby zmienić swoje życie (np. chociażby to zdanie prawka, zadbanie o zdrowie fizyczne/psychiczne- dieta? psycholog? sport, może sztuka?), rozpisz sobie kroki, plan miesięczny/roczny i to rób. To wszystko ;)
Możesz też spróbować czegoś nowego- gotowanie? nowy język? sport?
Może zacznij pracować w jakimś ciekawym miejscu?