Czuję tyle smutku.. Bóg jest niesprawiedliwy. Można być dobrym człowiekiem, ale Ci źli mają lepiej.. Nie dbają o nikogo, myślą tylko o sobie i tak dalej a jednak mają lepiej. Nie warto być chyba dobrym.. Lepiej iśc po trupach, myslec tylko o wyglądzie i olewać dobro i samopoczucie innych.
-
1 marca 2016, 23:06:13do AUTORA KOMENTARZA: masz rację - jeśli istnieje jakiś Bóg to z pewnością jest on niesprawiedliwy. Bo ścierwa tj. źli ludzie żyją w luksusach do starości, a dobrzy ludzie żyją w nędzy, chorują lub szybko umierają. W dodatku noworodki parodniowe umierają, a one NIE ZDĄŻYŁY NAWET NIKOGO POZNAĆ na świecie. Bóg jest słaby i niemiłosierny, że pozwala na to by ścierwa niszczyły dobrych ludzi. Miłosierny Bóg by doceniał dobrych i ich wynagradzał. A jest zupełnie na odwrót.
-
1 marca 2016, 22:03:24Nie, nie, nie. Może nie powinnam, z uwagi na intymność tej rozmowy, ale właśnie ją przeczytałam. Od deski do deski, jednym tchem. I to, że ta znajomość ma się tak zakończyć, jest nie do przyjęcia. Gdy dwoje ludzi się przed sobą otwiera i przy tym - rozumie, przynajmniej w znaczącej większości, należy przy tym trwać. Dla tej drugiej osoby, czy dla siebie, nieważne. Bo to szansa, uśmiech losu, dar od Boga - jakkolwiek na to patrzeć w zależności od przekonań. A największym zamachem na własne szczęście, które już jest, albo którego jeszcze nie ma, jest odrzucanie szans. Nie uciekaj.
/k -
1 marca 2016, 21:54:54Mimo wszystko chociaż na kilka wątków skrótowo odpowiem--nawet jeśli nie planujesz pisać, to pewnie mimo wszystko przeczytasz:)
Ta potrzeba samotności to po prostu introwertyzm. Też to znam. Rozmowa z drugą osobą wymaga ode mnie koncentracji, która w końcu wywołuje zmęczenie. Nie chodzi nawet o niechęć do tej osoby, ale o potrzebę "podładowania akumulatora". Inna kwestia dotyczy rozmów, które się zaczęły od dobrego pierwszego wrażenia, a potem czuję presję "jak sprawić, żeby to wrażenie nie znikło, kiedy dałem już z siebie to co najlepsze i niewiele zostało?". Sytuację "zatopienia w swoim świecie" i nie dostrzegania tego, co mówi ktoś obok też znam ;)
Wydaje mi się ważne tutaj odróżnienie sympatii do drugiej osoby od takich właśnie problemów.
Dlaczego mówiłem o lekarzu? Kiedy rozmawialiśmy, na poziomie rozumowym zdawałaś sobie sprawę z różnych swoich problemów, które właściwie racjonalnie nie powinny istnieć. Mózg człowieka to nie tylko organ myślenia. To skomplikowana sieć połączeń neuronów, nie wszystkich pod kontrolą rozumu. Niekiedy pewne obszary mózgu podlegają nadmiernej aktywacji (np. w wyniku traumy) i utrudniają pracę innym. I to czasem można wyregulować lekami. W przypadku leków zrozumienie nie jest takie istotne. Zrozumienie potrzebne jest natomiast w psychoterapii, gdzie psycholog powoli wyprowadza Cię z choroby normalną rozmową. Czy rozumie czy tylko zna z książek ścieżki, którymi podąża taki zniewolony umysł i wie jak go z nich wyprowadzić? Nie wiem. Ja w moich najgorszych chwilach myślałem raczej o lekach niż o rozmowie z psychologiem. Na to drugie zresztą nie miałem specjalnie czasu przy małych dzieciach. Choć w sumie tak jak mówiłem--rozmowa z przyjaciółką mi ostatecznie bardzo pomogła. Ale otworzyłem się przed nią zupełnie.
I jeszcze chciałem zwrócić Twoją uwagę na inną metodę leczenia blizn--korekty laserowe. Wypala się tkankę blizny i powoduje jej reorganizację, spróbuj się ewentualnie temu przyjrzeć, może jest to jakaś realna szansa.
A że świat jest lepszy, jeśli są na nim takie osoby jak Ty, to prawda. Nie potrafię się utożsamić z ludźmi, którzy lekko podchodzą do uczuć, którzy są materialistami, którzy powierzchownie traktują drugiego człowieka. Więc chciałbym, żeby osób podobnych do Ciebie było więcej. Właściwie ich nie jest tak mało. Ale chciałbym, żeby te osoby nie były zamknięte w sobie, żeby ich dobre serce dawało się dotknąć innym. I chciałbym, żeby dożywały mojego wieku i więcej, koniecznie ;)
Trzymaj się również. I pamiętaj, że masz życie przed sobą. I to życie może być radością, jeśli tylko na to pozwolisz. Bardzo mi zależy, żebyś odnalazła swoje szczęście i wyrwała się z tych smutnych myśli. -
1 marca 2016, 17:57:10Cześć. Nie umiem utrzymywać znajomości, nie potrafię. Na pewno miło jest z kimś porozmawiać, mieć świadomość, że obok jest ktoś, jednak po kilku takich rozmowach potrzebuję znowu samotności. Gdy wracam do domu, pragnę iść spać, poczytać książkę, a już mniej odpisywać na wiadomości, nie jest to aluzja do Ciebie, nie myśl tak, to się tyczy poprzednich moich znajomości, które przez mój smutek, moją złość spowodowaną odczuciem odebrania mojego spokoju, mojej ciszy, samotności, zerwałam kontakty. I tego nie żałuję. Jestem najszczęśliwsza wtedy, kiedy jestem sama. Czasem marzę o przyjacielu, który byłby także moją miłością, ale to tylko jedna osoba, jeden partner. Nie chciałabym mieć więcej przyjaciół. Czy kiedyś moje nastawienie się zmieni? Wątpię w to. Dom jest moją oazą spokoju, bezpieczeństwa i szczęścia. Nie chcę z niego wychodzić, spotykać się z kimś. Nie chcę też, by ktoś do mnie przychodził, zakłócał mój spokój w moim domu. Więc wychodzi na to, że nie będę mieć nigdy przyjaciela, chyba że wirtualnego, ale jak sam widzisz - i taka przyjaźń mi średnio wychodzi. Także w szkole mam wszystkich dosyć. Mówią do mnie i myślą, że ich słucham, a ja tylko myślę o domu, o mojej migrenie, która z każdym usłyszanym przeze mnie słowem się powiększa, i wtedy mam ochotę uciec od nich, od tych ludzi i rzekomo przyjaciół jak najdalej. Uwielbiam być sama. Nie jesteś męczący, nie postrzegam Cię tak. Każda Twoja wypowiedź pisana jest z głębi Twojego serca. Wszystkie ciekawoski i "kruczki" napisałeś z niebywałą pasją. To moja wina, że nie potrafię na długo przy kimś być, a raczej już nie być z tak dobrym humorem, który był na początku.
Może kiedyś odnajdę swój sens w życiu, choć samo życie nie ma sensu. Dlaczego wszędzie to słyszę - pomoc lekarza. A w czym mi pomoże? Nie potrzebuję pomocy, lubię być sama, chcę być sama, nie chcę z nikim rozmawiać, bo taki lekarz mnie nigdy nie zrozumie. Nikt mnie nie zrozumie. Każdy musi radzić sobie sam. Farmakologia... Kiedyś byłam uzależniona od tabletek, nie ważne jakie to były, w gimnazjum co chwila coś połykałam, a to prosiłam koleżanki o tabletki przeciwbólowe, z domowej apteczki wykradłam kilka lekarstw, i nawet teraz kiedy połykam jedną tabletkę choćby Apapu to mam ochotę wziąć jeszcze jedną, i jeszcze, i jeszcze, ale się jakimś cudem powstrzymuję. I wiem, może i wyolbrzymian problem z blizną, ale muszę przed wszystkimi udawać, każdy kto się pyta od czego powstała to za każdym razem muszę coś wymyślać, nawet rodziców okłamuję jak co roku widzą mnie w stroju kąpielowym na wakacjach. I jestem już zmęczona tymi pytaniami, spojrzeniami, chciałabym mieć ładne nogi, a blizna mi w tym bardzo przeszkadza. Ale zaczęłam robić okłady, smaruję dwoma maściami i wydaje mi się, że jest mała poprawa, więc będę już ze spokojem chodzić w krótkich spodenkach w lato, na baseny, bez karcących spojrzeń i nurtujących pytań. Taką mam nadzieję, że mi zniknie.
Gdybym zniknęła, świat by tego nie zauważył. To miłe z Twojej strony, ale nie poruszają mnie takie słowa, nigdy nie poruszały. Tylko świat moich rodziców by się zawalił, więc nie chcę ich skrzywdzić. I o tym gwałtownym zamykaniu się to jest to właśnie nic innego jak moja świadomość tego, że nie jestem sama, a chcę być sama. Uszczęśliwiać innych lubię, a kiedy widzę smutne i cierpiące osoby to chciałabym przejąć wszystkie ich cierpienia, cały ból. Choć nienawidzę ludzi, przebywania z nimi, to oddałabym im wszystko, całe moje życie, byleby byli szczęśliwi i nie marnowali życia tak jak ja marnuję swoje, w którym widzę tylko czerń.
Nie pomyliłeś się, na pewno te "kruczki" by mnie bardzo zainteresowały, jednak nie pamiętam podstaw fizyki, a co dopiero mówić o zaawansowanej matematyce, nie zaczęłam się uczyć tego, co mnie interesuje, więc nie rozumiem na razie niczego. Na chwilę obecną żyję w nieświadomości, ale w marzeniach, kiedyś się zabiorę za wszystkie swoje marzenia, ale nie teraz, kiedy nie widzę w tym sensu, kiedy jestem bezsilna, zmęczona. To, co napisałeś o nartach było bardzo ciekawe, chciałabym tego doświadczyć, ale nie mogę z przyczyn już wcześniej opisanych. Też wcześniej, kiedyś, wspominałam, że lubię kiedy ktoś się rozpisuje. Piszesz wtedy od serca, otwierasz swoją książkę i pokazujesz mi jeden z rozdziałów swych myśli.
Miło było Cię poznać, jesteś cudownym, wspaniałym człowiekiem, który zasługuje na ogrom szczęścia co każdy krok. Cieszę się, że napisałam pod tym tematem jakiś komentarz, a potem Ty odpisałeś na mój komentarz, i tak pozostały mi wspomnienia, których nie żałuję. Nie będę już wchodzić na tę stronę. Za dużo tu spędziłam chwil (od gimnazjum, a może i jeszcze wcześniej), smucąc się. Chyba czas się z pożegnać z moją częścią pozostawioną tutaj. Może kiedyś tu wejdę, zobaczę jakich smutków doświadczyli inni, może się na nowo odezwę pod czyimś wątkiem. Do usłyszenia, Przemku, trzymaj się.
K. -
28 lutego 2016, 21:47:25Hej, w porządku. Domyśliłem się, że to Ty jesteś tą dziewczyną z blizną na nodze od tabletek nasennych z wątku obok. Przypuszczam, że mogłaś mieć inne rzeczy w głowie niż zwykłą rozmowę. Ale skoro zakończone zostały wszystkie wątki to nie miałem jak się ustosunkować... Do tego jeszcze byłem wtedy w nerwach o moje dzieci, które z dziadkami na wycieczce w górach od kilku godzin nie odpowiadały na telefon (i to po zmroku).
No i w tym drugim wątku komunikat "zawsze kiedy nawiązuję jakąś znajomość, to mam ochotę ją jak najszybciej skończyć" brzmiał jak adresowany do mnie. Chociaż takie słowa bywają też wołaniem o ratunek i coś zupełnie przeciwnego. Miałem przyjaciółkę, która pomogła mi się podnieść po mojej traumie. Ona właśnie przebijała się przez taką warstwę "nie potrzebuję o tym rozmawiać" i wręcz siłą narzucała rozmowę. I to mi bardzo pomagało. Niestety ja wobec drugiej osoby nigdy nie miałem takiej siły osobowości i wiary w swoją wartość jako partnera dyskusji. Kiedy ktoś mi mówił, że pora kończyć, zawsze szanowałem tej osoby prawo do stanowienia o swoim sposobie spędzania czasu i się usuwałem z drogi. Wiem, że bywam często męczący dla innych.
Mam nadzieję, że jednak odnajdziesz sens w życiu i siły do życia. Próbowałaś może pomocy lekarza? Nie wszystko da się opanować wolą i rozumem--czasami psychika jest tak zblokowana, że potrzeba w niej przerwać jakieś błędne koła i tu pomaga czasem farmakologia. Pomaga też psychoterapia czy rozmowa z przyjacielem (tak było u mnie), tylko tu trzeba szczerze próbować wyrzucić z siebie to co boli.
I myślę, że do tej blizny przykładasz zbyt wielkie znaczenie. Jak ktoś, kto na nią spogląda miałby odgadnąć, że powstała po cięciu nożem? A nie np. po upadku na wystające druty zbrojonego betonu, albo podobne rzeczy?
A o połykaniu tabletek nie myśl, bo jesteś bardzo ciekawą osobą i świat byłby gorszy bez Ciebie. Tylko uwierz w to, nie zamykaj się w miarę postępu rozmowy. Naprawdę można Ciebie lubić i naprawdę można czerpać przyjemność z rozmowy z Tobą. Przynajmniej o ile się tak gwałtownie nie zamykasz. To jest wielki problem takich właśnie osób, które mają takie usposobienie jak my, cenią sobie ideały, które wszyscy wkoło mają za nic. Tak trudno do nich jest dotrzeć...
I jeśli szukasz sensu w życiu, myśl też o dawaniu radości innym, bo zdecydowanie możesz ją dawać.
A jeśli chodzi o te krzywizny i inne rzeczy--pomyślałem, że może Cię zainteresują pewne "kruczki" z tej zaawansowanej matmy, skoro lubisz czarne dziury. Pomyliłem się, trudno, ale to nie było nic złośliwego. O nartach też nie zamierzałem do niczego Ciebie zmuszać, ot tylko się podzielić wrażeniami, tak chyba zwykle ludzie robią w rozmowie, opowiadają sobie nawzajem o tym co uważają za ciekawe;)
Trzymaj się.
Rozpisałem się może za bardzo osobiście i być może przydałem Ci cechy innej osoby, więc jestem gotów na złe skutki ;) -
28 lutego 2016, 20:46:35Może moja wiadomość z 26. lutego nie była zbyt przyjemna, teraz tak ją czytam, to wydaje mi się bardzo oschła. Przepraszam. Miałam zły dzień, ale wszystko jest już w porządku. Tak tylko piszę, by wyjaśnić moje zachowanie...
-
26 lutego 2016, 14:13:20>> - Hm, to w Top 50 chyba moim typem byłaby Marianna :)
> Nie, a piękne imię. :)
- A Twoje też jest piękne?
Mnie się nie podoba. Nie drążmy już dalej tego tematu, to tylko imię, nie jest do niczego potrzebne.
>> - To bywa czasem wyrazem naszego zagubienia, osamotnienia, utraty nadziei. Braku pomocy drugiej osoby, gdy jest
>> potrzebna. Nie jest to z pewnością "robienie czegoś strasznego", w sensie czegoś, czego trzeba byłoby się wstydzić.
> Niektórzy się wstydzą.
- Ty się wstydzisz?
- Dlaczego, co to było?
Tak, wstydzę się jak i wiele innych osób na całym świecie. To rany, to złe wspomnienia, to blizny, to coś, czego nikomu otwarcie się nie mówi i nie pokazuje.
- Ale ja się już chyba niczego nie boję ;)
Wszyscy się czegoś boimy.
- O, to chyba było po oglądaniu Terminatora 2 ;)
Nie oglądałam nigdy Terminatora.
- Z góry przepraszam, ale o fizyce lubię wiele mówić ;)
Dobrze, pisz, może ktoś tu czyta to wszystko i interesuje się wieloma przedstawionymi tutaj naukowymi ciekawostkami. Ja jednak pozostanę przy książkach, ołówku, swej wyobraźni. Wiedza nic nie znaczy, przynajmniej dla mnie.
- A warto:) To jest ten rodzaj przyjemnego obcowania z przyrodą, coś w pół drogi do chodzenia po górach--w zasięgu wzroku panoramy ośnieżonych szczytów, górskie powietrze, żadnych mechanicznych urządzeń, tylko Ty i narty. I niekiedy spora prędkość-np. 60km/h;) Moje dziewczyny podstawy jazdy opanowały w sumie w jeden dzień, więc nie jest to takie trudne:)
Oczywiście, że warto, warto jest próbować nowych rzeczy, a zwłaszcza wypróbować jazdę na nartach. To musi być niezwykłe uczucie. Niestety nie miałam okazji wyjechać w góry, a zresztą narty, snowboard są bardzo drogie, dla mnie, więc spróbuję tego sportu pewnie dopiero za kilka lub kilkanaście lat, jeśli będzie też okazja. -
24 lutego 2016, 20:37:05> Ach, forum... Niemalże każde forum oblężone jest anonimami, którzy obrażają się nawzajem. ;)
No tak, ale jeśli nie możesz za bardzo porozmawiać z żywymi ludźmi, to jest to chociaż namiastka kontaktów ze światem...
>> http://mer.chemia.polsl.pl/~pborys/gteacher.zip
>>Kilka powtórek i mapa opanowana. Można samemu dorabiać nowe testy.
> Dziękuję! Będę z tego korzystać. :)
Do uruchomienia potrzebna jest java (uruchomić plik .jar). Program jest trochę toporny, trzeba potem trafić, żeby otworzyć katalogi z testami, ale nie znam nic alternatywnego.:)
>> - Hm, to w Top 50 chyba moim typem byłaby Marianna :)
> Nie, a piękne imię. :)
A Twoje też jest piękne?
>> - To bywa czasem wyrazem naszego zagubienia, osamotnienia, utraty nadziei. Braku pomocy drugiej osoby, gdy jest
>> potrzebna. Nie jest to z pewnością "robienie czegoś strasznego", w sensie czegoś, czego trzeba byłoby się wstydzić.
> Niektórzy się wstydzą.
Ty się wstydzisz?
Dlaczego, co to było?
>> - Możesz zerknąć sobie tutaj na przykładowy tutorial do SynFiga, powinien być zachęcający:)
> Dziękuję, program wydaje się być łatwy, więc spróbuję. :)
O, mi się aż taki łatwy nie wydawał, choć sama idea animowania po opanowaniu interfejsu powinna być prosta. Ja mam w planach zrobienie animacji o architekturze obronnej (rozwoju fortyfikacji wraz z rozwojem uzbrojenia, np. dlaczego w pewnym momencie zrezygnowano z baszt)--może też w końcu zmuszę się do chwili uwagi;)
>> Swoją drogą, kiedyś po paru filmach z dzieciństwa sam miewałem koszmary o tym, że jestem pogrzebany żywcem.:(
> Podobnież taki sen oznacza, że jesteś narażony na jakieś niebezpieczeństwo i przez to się boisz.
Ale ja się już chyba niczego nie boję ;)
> Uwielbiam sny, miałam wiele bardzo dziwnych snów, a niektóre wydawały mi się, że trwały całą noc. Co prawda, śnimy
> przez całą noc, ale gdy się budzimy to albo snów nie pamiętamy albo pamiętamy tylko jeden, który według nas trwał
> kilka sekund, choć naprawdę trwał o wiele więcej.
Właściwie to o ile wiem śnimy w fazach REM, które są dość krótkie i występuje ich w nocy kilka. Jeśli coś pamiętamy, to fazę ostatnią. A jeśli budzimy się ze snu w innej fazie niż REM, to nie pamiętamy marzeń sennych:( A nawet jeśli budzimy się w fazie REM, to mózg szybko usuwa wspomnienie snu. Chyba, że coś poszło nie tak, np. był to koszmar i procedura wybudzania została zaburzona ;).
Kiedyś miałem pomysł, żeby pisać opowiadania na podstawie snów, ale kruchość wspomnienia i szybkość jego zacierania się były wielką przeszkodą.
> Kiedyś prowadziłam swój sennik, zapisywałam ciekawe sny, niestety gdzieś mi się zapodział. Ale pamiętam doskonale
> kilka snów z dzieciństwa. Na przykład w szkole podstawowej śniło mi się, że śledził mnie jakiś mężczyzna w ciemnych
> okularach wraz z dwiema innymi osobami. I ten sen powtórzył się miesiąc później, a rok albo półtora roku później
> dośniła mi się końcówka, w której uciekłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi, ale oni wkładali palce przez bardzo
> malutką szparę w drzwiach i ich palce się rozpuszczały, by znów łączyć w całość, kiedy już przechodziły przez szparkę
> i na tym sen się zakończył.
O, to chyba było po oglądaniu Terminatora 2 ;)
> Też śniły mi się wypadające zęby, wyjęłam z buzi całą górną szczękę, ale to chyba każdemu śnią się zęby. ;) Mojej
> siostrze raz śniło się, że wypluła wszystkie swoje zęby jak muszelki i miała je w rękach.
Nie, mi się to nigdy nie śniło:) Za to śniło mi się, że do łóżka pełznie wąż, że przez okno wlatuje rój pszczół afrykańskich (film Rój;). Miałem tez sen, w którym spadał na mnie jakiś przedmiot (meteoryt?), a ja nie mogłem uciekać, bo nogi mi przebierały w miejscu.
>>> A ciekawostkę znałam. O czarnych dziurach mnie już nic nie zaskoczy. :D
>> -No, no. To pewnie równanie Einsteina w metryce Schwarzschielda lub Kerra rozwiązujesz z zamkniętymi oczami? ;)
>> No dobra, żartuję. Ale jeśli przypadkiem tak, to wielkie moje uszanowanie ;)
> No dobrze, w takim razie jestem w czarnej dziurze, jeszcze wiele przede mną.
Matematyka OTW jest bardzo ciężka. Nawet taki geniusz jak Einstein sobie z nią nie radził i potrzebował pomocy matematyka Leviego Civity ;) Nie dość, że 4 wymiary, nie dość, że wszechświat jest osadzoną w nich rozmaitością różniczkowalną (czyli hiperpowierzchnią--odpowiednikiem powierzchni w wyżej-wymiarowej przestrzeni), do tego jeszcze zgeometryzowanie całości i to nie tylko na poziomie wektorów, ale również więcej-elementowych obiektów, tj. tensorów, itd.
A samo równanie Einsteina łączy ze sobą tensor Einsteina z tensorem energii-pędów. Ten pierwszy jest pochodną tensora krzywizny Riemanna (tensor krzywizny opisuje jak zmienia się orientacja wektora po serii przeniesień równoległych w pętli zamkniętej--tutaj rysunek jak krzywizna powoduje zmianę orientacji wektora w tej sytuacji dla przykładu 3D i zwykłej sfery: http://i.stack.imgur.com/czhRr.png). Ten drugi tensor zawiera pędy i energię, a energia E=mc2 wyraża m.in. masę, znaną z Newtona.
Tak więc z r-nia Einsteina można dla zadanej masy przy pewnych dodatkowych założeniach (np. dla symetrii sferycznej w przypadku Schwarzschielda) wyliczyć krzywiznę przestrzeni, a z niej np. metrykę, a więc w efekcie siłę oddziaływania grawitacyjnego.
Z góry przepraszam, ale o fizyce lubię wiele mówić ;)
> Ja to nigdy nie jeździłam na nartach, ani na snowboardzie. ;)
A warto:) To jest ten rodzaj przyjemnego obcowania z przyrodą, coś w pół drogi do chodzenia po górach--w zasięgu wzroku panoramy ośnieżonych szczytów, górskie powietrze, żadnych mechanicznych urządzeń, tylko Ty i narty. I niekiedy spora prędkość-np. 60km/h;) Moje dziewczyny podstawy jazdy opanowały w sumie w jeden dzień, więc nie jest to takie trudne:) -
23 lutego 2016, 17:23:46- No, czasem zdarza się, że chcę odpowiedzi na szybko. Np. pytam się kogoś na forum, żeby mi coś w kilku słowach wyjaśnił... Oczywiście zwykle odpowiedź brzmi "idź nieuku sobie poczytać, a nie zabierasz głos na forum"
Ach, forum... Niemalże każde forum oblężone jest anonimami, którzy obrażają się nawzajem. ;)
- Ja moje dzieci kształcę w zakresie geografii za pomocą programu komputerowego, który można tu znaleźć:
http://mer.chemia.polsl.pl/~pborys/gteacher.zip
Wyświetla na mapie zapytanie o wskazanie krainy geograficznej, a myszą trzeba kliknąć we właściwe miejsce mapy. Kilka powtórek i mapa opanowana. Można samemu dorabiać nowe testy.
Dziękuję! Będę z tego korzystać. :)
- Hm, to w Top 50 chyba moim typem byłaby Marianna :)
Nie, a piękne imię. :)
- To bywa czasem wyrazem naszego zagubienia, osamotnienia, utraty nadziei. Braku pomocy drugiej osoby, gdy jest potrzebna. Nie jest to z pewnością "robienie czegoś strasznego", w sensie czegoś, czego trzeba byłoby się wstydzić.
Niektórzy się wstydzą.
- Możesz zerknąć sobie tutaj na przykładowy tutorial do SynFiga, powinien być zachęcający:)
Dziękuję, program wydaje się być łatwy, więc spróbuję. :)
- O, to tych rzeczy akurat ja nie znałem, dziękuję za oświecenie. Swoją drogą, kiedyś po paru filmach z dzieciństwa sam miewałem koszmary o tym, że jestem pogrzebany żywcem.:(
Podobnież taki sen oznacza, że jesteś narażony na jakieś niebezpieczeństwo i przez to się boisz. Uwielbiam sny, miałam wiele bardzo dziwnych snów, a niektóre wydawały mi się, że trwały całą noc. Co prawda, śnimy przez całą noc, ale gdy się budzimy to albo snów nie pamiętamy albo pamiętamy tylko jeden, który według nas trwał kilka sekund, choć naprawdę trwał o wiele więcej. Kiedyś prowadziłam swój sennik, zapisywałam ciekawe sny, niestety gdzieś mi się zapodział. Ale pamiętam doskonale kilka snów z dzieciństwa. Na przykład w szkole podstawowej śniło mi się, że śledził mnie jakiś mężczyzna w ciemnych okularach wraz z dwiema innymi osobami. I ten sen powtórzył się miesiąc później, a rok albo półtora roku później dośniła mi się końcówka, w której uciekłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi, ale oni wkładali palce przez bardzo malutką szparę w drzwiach i ich palce się rozpuszczały, by znów łączyć w całość, kiedy już przechodziły przez szparkę i na tym sen się zakończył. Też śniły mi się wypadające zęby, wyjęłam z buzi całą górną szczękę, ale to chyba każdemu śnią się zęby. ;) Mojej siostrze raz śniło się, że wypluła wszystkie swoje zęby jak muszelki i miała je w rękach.
- A czasy antyczne? O tym jest wiele superprodukcji:)
Nie przypominam sobie bym oglądała filmy z tej kategorii, może czegoś poszukam, obejrzę, kiedyś. ;)
- Na pocieszenie weszliśmy na Nosala i Gubałówkę. Niskie górki, bezpieczne (w miarę--w przypadku Nosala) zimą.
Dobrze, to zawsze coś. :D
--> A ciekawostkę znałam. O czarnych dziurach mnie już nic nie zaskoczy. :D
-No, no. To pewnie równanie Einsteina w metryce Schwarzschielda lub Kerra rozwiązujesz z zamkniętymi oczami? ;)
No dobra, żartuję. Ale jeśli przypadkiem tak, to wielkie moje uszanowanie ;)
No dobrze, w takim razie jestem w czarnej dziurze, jeszcze wiele przede mną.
- Ale dziewczyny opanowały jazdę na nartach, ja też założyłem dechy na nogi po 10 latach przerwy. Pierwszy raz na carvingach i nie licząc tego, że buty mi popękały ze starości, nie było nawet problemów ;) Instruktorzy dziewczyn narobili mi smaku na opanowanie techniki jazdy śmigiem, ale niestety dopiero w domu doczytałem, że tutaj wielką rolę odgrywa wbijanie kija w stok:)
Ja to nigdy nie jeździłam na nartach, ani na snowboardzie. ;) -
21 lutego 2016, 21:18:4602:07:01 -- nie wiem czy to do autorki wątku czy do mnie, ale i tak dziękuję ;)
00:06:59 - A teraz Droga Nieznajomo, przepraszam za opóźnienie, ale wczoraj wieczorem wróciłem trochę zmęczony z Zakopanego--prosto spać, a przedwczoraj pakowałem bagaże.
> Podziwiam więc Twoje hobby, jakim jest zdobywanie wiedzy na każdy temat. ;) Mnie też ciekawi wiele rzeczy,
> ale wtedy poszukuję odpowiedzi na moje pytanie i dalej nie zgłębiam się w temat.
U mnie problem jest taki, że często uzyskanie odpowiedzi na pytanie wiąże się z powstaniem wielu pytań pobocznych:)
No, czasem zdarza się, że chcę odpowiedzi na szybko. Np. pytam się kogoś na forum, żeby mi coś w kilku słowach wyjaśnił... Oczywiście zwykle odpowiedź brzmi "idź nieuku sobie poczytać, a nie zabierasz głos na forum" ;)
> Ale na pewno chcę znać kilka rzeczy, np. chciałabym nauczyć się na pamięć mapy geograficznej całego świata. Nauczyłam
> się już położenia wielu krain geograficznych, ale jeszcze mi trochę zostało. ;) Mam też porozwieszane dwie mapy na
> ścianach, by sobie spojrzeć choć raz, tak przelotnie, i przy okazji nauczyć się nowej dla mnie a to zatoki, czy
> cieśniny. ;)
Ja moje dzieci kształcę w zakresie geografii za pomocą programu komputerowego, który można tu znaleźć:
http://mer.chemia.polsl.pl/~pborys/gteacher.zip
Wyświetla na mapie zapytanie o wskazanie krainy geograficznej, a myszą trzeba kliknąć we właściwe miejsce mapy. Kilka powtórek i mapa opanowana. Można samemu dorabiać nowe testy.
> Moje imię nie zaczyna się na literę A, ani Z. Koniec wskazówek. :D
Hm, to w Top 50 chyba moim typem byłaby Marianna :)
>> - Dla mnie straszne jest przede wszystkim krzywdzenie innych.
> Dla mnie także, jak i dla większości. I nie tylko krzywdzenie innych. Rzeczą straszną jest też dla mnie krzywdzenie
> samego siebie. Powolne umieranie. Nie chce się umrzeć, ale mimo to robi się wszystko, by już nic nie czuć.
To bywa czasem wyrazem naszego zagubienia, osamotnienia, utraty nadziei. Braku pomocy drugiej osoby, gdy jest potrzebna. Nie jest to z pewnością "robienie czegoś strasznego", w sensie czegoś, czego trzeba byłoby się wstydzić.
> O, zaciekawiłeś mnie tym programem do kreskówek. W Gimpie to musiałam zmazywać gumką kończynę, i narysować ją
> jeszcze raz, ale w innej pozycji, więc dużo to czasu zajmuje. Tak więc z takim poruszaniem kończyn jest na pewno o
> wiele bardziej przyjemnie. :)
Możesz zerknąć sobie tutaj na przykładowy tutorial do SynFiga, powinien być zachęcający:)
https://
>> - To kto wygrałby w starciu lwa z tygrysem? ;)
> Tygrys. Prawda? :D
Tygrys jest cięższy i silniejszy, i pewnie wygrałby z lwicą gdyby nie miał wrodzonego strachu przed lwami:)
Natomiast z tym leniuchem lwem-samcem, który nawet nie umie dobrze polować, nie wygra. Styl walki tygrysa polega na rzucaniu się do gardła przeciwnika co u lwiego samca nie jest skuteczne z powodu grzywy. Do tego lew ma nieustępliwą naturę i potrafi podejmować wyzwania od silniejszego przeciwnika. Oczywiście w naturze ci drapieżnicy się nie spotkają, ale niestety za sprawą człowieka do takich spotkań dochodziło i istnieją informacje o statystykach takich spotkań.:(
> Ciekawe są dla mnie właśnie te jednak trochę nieistotne rzeczy, jak to, że Królowa Jadwiga obudziła się w
> trumnie, to samo z ks. Skargą, który prawdopodobnie też obudził się pod ziemią i drapał trumnę (wskazują na to ślady i
> poniszczone paznokcie).
O, to tych rzeczy akurat ja nie znałem, dziękuję za oświecenie. Swoją drogą, kiedyś po paru filmach z dzieciństwa sam miewałem koszmary o tym, że jestem pogrzebany żywcem.:(
> Podobają mi się też filmy z historią (wojny) w tle, jak chociażby ,,Chłopiec w pasiastej piżamie", więc całkowicie na
> historię nie jestem zamknięta. ;)
Na ten film niestety się już nie załapałem, bo w roku jego produkcji już miałem niemowlaczka pod opieką, a potem przy dzieciach dostęp do nowych filmów u mnie znacznie podupadł:(
A czasy antyczne? O tym jest wiele superprodukcji:)
> Szkoda, że nie wyszło ze zdobyciem tych gór. Ale dziewczynki musiały być przerażone, jednak na szczycie to byłyby
> przeszczęśliwe, raczej. :) Innym razem się uda, będzie ładniejsza pogoda, i dacie radę. :)
Będzie trzeba poczekać na letnią aurę. Zimą góry są niestety bardzo niebezpieczne. Ślisko, mgły, zamiecie, lawiny, krótki dzień... Właściwie lawiny eliminują z turystyki większość obszarów na wysokości powyżej strefy lasów (jakieś 1500m). A więc w Tatrach większość znanych szczytów ;) Na Kasprowy można wjechać kolejką, ale te zimowe warunki były ciężkie--głównie z powodu mgły. Gdyby nie ona, pewnie poszlibyśmy przez Suchą Przełęcz, ale we mgle musielibyśmy iść wzdłuż sznureczka nartostrady, a tam z kolei mógłby w nas wjechać ktoś na nartach:(
Na pocieszenie weszliśmy na Nosala i Gubałówkę. Niskie górki, bezpieczne (w miarę--w przypadku Nosala) zimą.
> Akurat nasz nauczyciel od fizyki tłumaczył nam niektóre reakcje chemiczne, bardzo dokładnie, mówił raz, że "fizyka
> to jego miłość, a chemia to kochanka", świetny i zabawny nauczyciel. ;)
To ja mu zazdroszczę, bo do chemii nigdy nie umiałem się przekonać:)
Zawsze gubiłem się w jej encyklopedyczności. Ja uwielbiam poznawać nowe idee, ale właśnie w chemii tych nowych idei jest dla mnie stosunkowo niewiele, natomiast wiele jest "kombinatoryki" ze znanymi klockami.
Ot chociażby termodynamika chemiczna. Ile mi zabrało czasu, żeby zrozumieć sens wprowadzania entalpii, entalpii swobodnej, energii swobodnej, zamiast po prostu używać pojęcia energii :) I w innych zagadnieniach chemicznych również, to "mnożenie bytów ponad potrzebę" mnie odstrasza. No, może nie ponad potrzebę, bo chemikowi to jest istotnie potrzebne. Ale fizykowi mniej ;)
> Potem w szkole średniej trafiłam na fizyka, dla którego to fizyka była wielkim bałaganem klocków, o chemii już nie w
> ogóle nie miał pojęcia. Na każdej lekcji nam tylko dyktował wszystko co było w podręczniku, a sprawdzianu brał z
> Internetu, przez co każdy uczeń dostawał 5, bo wraz ze sprawdzianem były w Internecie też odpowiedzi.
O, to chyba musiał być bardzo przewidywalny albo wcześniej informował jaki test wybierze ;)
> A co do tamtego jeszcze nauczyciela z gimnazjum, to był staruszek. :D Ale wszyscy go podziwiali. :)
Też podziwiam ;)
> A ciekawostkę znałam. O czarnych dziurach mnie już nic nie zaskoczy. :D
No, no. To pewnie równanie Einsteina w metryce Schwarzschielda lub Kerra rozwiązujesz z zamkniętymi oczami? ;)
No dobra, żartuję. Ale jeśli przypadkiem tak, to wielkie moje uszanowanie ;)
> Pozdrawiam, wspaniałych wrażeń w górach!
Już w domu:) Jutro do pracy;)
Ale dziewczyny opanowały jazdę na nartach, ja też założyłem dechy na nogi po 10 latach przerwy. Pierwszy raz na carvingach i nie licząc tego, że buty mi popękały ze starości, nie było nawet problemów ;) Instruktorzy dziewczyn narobili mi smaku na opanowanie techniki jazdy śmigiem, ale niestety dopiero w domu doczytałem, że tutaj wielką rolę odgrywa wbijanie kija w stok:)
Pozdrowienia -
19 lutego 2016, 02:07:01Jeszcze los się do ciebie uśmiechnie dobry człowieku! Pozdro.
-
19 lutego 2016, 00:06:59Podziwiam więc Twoje hobby, jakim jest zdobywanie wiedzy na każdy temat. ;) Mnie też ciekawi wiele rzeczy, ale wtedy poszukuję odpowiedzi na moje pytanie i dalej nie zgłębiam się w temat. Ale na pewno chcę znać kilka rzeczy, np. chciałabym nauczyć się na pamięć mapy geograficznej całego świata. Nauczyłam się już położenia wielu krain geograficznych, ale jeszcze mi trochę zostało. ;) Mam też porozwieszane dwie mapy na ścianach, by sobie spojrzeć choć raz, tak przelotnie, i przy okazji nauczyć się nowej dla mnie a to zatoki, czy cieśniny. ;)
Moje imię nie zaczyna się na literę A, ani Z. Koniec wskazówek. :D
- Dla mnie straszne jest przede wszystkim krzywdzenie innych.
Dla mnie także, jak i dla większości. I nie tylko krzywdzenie innych. Rzeczą straszną jest też dla mnie krzywdzenie samego siebie. Powolne umieranie. Nie chce się umrzeć, ale mimo to robi się wszystko, by już nic nie czuć.
O, zaciekawiłeś mnie tym programem do kreskówek. W Gimpie to musiałam zmazywać gumką kończynę, i narysować ją jeszcze raz, ale w innej pozycji, więc dużo to czasu zajmuje. Tak więc z takim poruszaniem kończyn jest na pewno o wiele bardziej przyjemnie. :)
- To kto wygrałby w starciu lwa z tygrysem? ;)
Tygrys. Prawda? :D
Hmm, co do historii, to masz rację. W szkolnych podręcznikach nie lubiłam czytać głównego tekstu, zawsze czytałam z zainteresowaniem to, co było małym druczkiem pod obrazkami, lub inne ciekawostki niekoniecznie związane z danym tematem z historii. Ciekawe są dla mnie właśnie te jednak trochę nieistotne rzeczy, jak to, że Królowa Jadwiga obudziła się w trumnie, to samo z ks. Skargą, który prawdopodobnie też obudził się pod ziemią i drapał trumnę (wskazują na to ślady i poniszczone paznokcie). Podobają mi się też filmy z historią (wojny) w tle, jak chociażby ,,Chłopiec w pasiastej piżamie", więc całkowicie na historię nie jestem zamknięta. ;)
Szkoda, że nie wyszło ze zdobyciem tych gór. Ale dziewczynki musiały być przerażone, jednak na szczycie to byłyby przeszczęśliwe, raczej. :) Innym razem się uda, będzie ładniejsza pogoda, i dacie radę. :)
Akurat nasz nauczyciel od fizyki tłumaczył nam niektóre reakcje chemiczne, bardzo dokładnie, mówił raz, że "fizyka to jego miłość, a chemia to kochanka", świetny i zabawny nauczyciel. ;) Potem w szkole średniej trafiłam na fizyka, dla którego to fizyka była wielkim bałaganem klocków, o chemii już nie w ogóle nie miał pojęcia. Na każdej lekcji nam tylko dyktował wszystko co było w podręczniku, a sprawdzianu brał z Internetu, przez co każdy uczeń dostawał 5, bo wraz ze sprawdzianem były w Internecie też odpowiedzi.
A co do tamtego jeszcze nauczyciela z gimnazjum, to był staruszek. :D Ale wszyscy go podziwiali. :)
A ciekawostkę znałam. O czarnych dziurach mnie już nic nie zaskoczy. :D
Pozdrawiam, wspaniałych wrażeń w górach! -
16 lutego 2016, 20:31:22> - Nie ma na świecie nikogo, kto znałby się na wszystkim, (...).
> A Ty w czym nie jesteś taki dobry? Kim jesteś? Bo wydaje mi się, że wszystko wiesz, cokolwiek napiszę to Ty wiesz
> o tym wszystko. :D
:)) Bo ja jestem zdrowo stuknięty w głowę jak chodzi o naukę ;) I to jest niestety przytłaczające dla rozmówców, którzy niekiedy z rozmówców stają się słuchaczami "wykładu", niestety. Albo co gorsza, boją się odezwać. Albo jak już odzywają się, to żeby wytknąć mi jakąś pomyłkę, zamiast normalnie porozmawiać ;) Poszedłem w to za daleko i tych proporcji już nie umiem odnaleźć w rozmowie.
Zajmuję się biofizyką, ale brzydził mnie zawsze model "ścisłowca", który
- nie ma elementarnej wiedzy humanistycznej
- brzydzi się wysiłkiem fizycznym ;)
Ja też nie znam się na wszystkim. To jest tak, że im dalej w las, tym więcej drzew. Dla przeciętnego rozmówcy mogę znać się na fizyce (jako bądź co bądź, niby fizyk). Ale jak wejdę w rozmowę z astrofizykiem, to chociaż znam podstawy ogólnej teorii względności, jej aparat jest mi obcy i miernie się w tym poruszam. Podobnie z zaawansowaną mechaniką kwantową. Inżynierskie wyniki znam dobrze, ale jakaś np. relatywistyczna mechanika kwantowa, r-nia Diraca, itd--to są rzeczy, o których słyszałem, ale nie jestem w tym biegły i potrzeba znacznie więcej wiedzy, żeby sobie z tym radzić.
Ogólnie, moim marzeniem było zawsze opanować wiedzę "licealną" i pogłębiać wybrane fragmenty. Ale wiedza licealna to jeszcze nie wszystko ;) W ramach studiów humanistycznych trochę czasu poświęciłem malarstwu i architekturze, ale zabrakło już mi zainteresowania wobec kanonu literatury. Nie znam się na Dostojewskich, Umerto Eco, itd. "wysokiej" literaturze. Nie znam się na muzyce klasycznej, czego bardzo żałuję. Nie znam bardzo wielu ciekawych i ważnych dla kształtu naszej współczesności okresów historii świata (np. dzieje imperium rzymskiego). Chciałbym mieć szerszą wiedzę o astronautyce. Nie znam się też obecnie za dobrze na technologiach komputerowych, choć kiedyś znałem wszystkie. No i mam trudności z jedzeniem nożem i widelcem ;)
A ponieważ wiem ile czasu i wysiłku włożyłem w moją wiedzę, śmiem twierdzić, że trudno jest opanować więcej jeśli nie jest się jednostką wybitną, typu IQ 160, itd ;) A nawet taka wybitna jednostka oprze się wreszcie o granice swoich możliwości. Jeśli ktoś pozuje na wszechwiedzącego, to jest to bardzo niebezpieczna gra i łatwo go zdemaskować przypadkowym pytaniem. Dla mnie to byłoby bardzo bolesne i dlatego nigdy nie pozuję się na omnibusa.
> Co do imienia to podpowiem, że jestem w TOP 50 na liście najczęśniej nadawanych imion żeńskich w Polsce w 2015
> roku. Nie tak źle. Chociaż chciałabym mieć na imię Ksymena, Elfryda, Otylia, piękne i niespotykane imiona. Może i
> trochę przesadzam, ale nie chcę zdradzać swojego imienia, nie jest ono zresztą takie ważne. ;)
A na jaką jest literę? ;)
> Ten lektor... to jednak nie. Wolę siedzieć cicho. Na razie. Potrzebowałabym też na to czasu, a teraz muszę skupić
> się na czymś innym.
No trudno, ale zawsze masz tę możliwość:)
> I wydarzenia z mojego dzieciństwa nigdy dla mnie nie będą miłymi i teraz śmiesznymi wspomnieniami. Nie wiem czym
> dla Ciebie są rzeczy straszne, ale dla mnie to właśnie to, co robiłam, ale zapomnijny o tym, nie chcę do tego
> wracać. ;)
Dla mnie straszne jest przede wszystkim krzywdzenie innych.
> W Gimpie kiedyś robiłam kilkisekundowe animacje (np. osoba żująca gumę do żucia i robiąca z niej balony albo
> dziewczynka chodząca po parku i wpadająca w dziurę z kolorowymi pasmami, które się poruszały), i taka jedna animacja
> miała u mnie z 50 albo i więcej warstw. Też zawsze jakieś zdjęcia w tym programie rozjaśniam, czy też rozmazuje rzeczy
> w oddali, coś tam więc wiem, i kiedyś coś narysuję.
Ja nie miałbym cierpliwości do robienia animacji tą techniką ;) Na szczęście w dawnych czasach nauczyłem się programować, więc w moich animacjach generowałem kolejne klatki za pomocą programiku, który np. wklejał naprzemiennie kilka klatek ruchu ludzika w różne miejsca ekranu, a potem sklejałem już nie w gif, ale od razu avi ;) Też technika daleka od optymalnej, ale trochę szybsza;)
Są też programy do robienia animacji typu kreskówki flash-owe i to jest warte uwagi. Niestety, nie miałem dotąd dość czasu, żeby ten temat zbadać bliżej (pytałaś na czym się nie znam?;), ale można tak robić animacje dość szybko, np. w ludziku masz rysunek głowy, tułowia, kończyn (z osobna), które zaczepiasz w ustalonych punktach np. tułowia, potem można tam obracać tymi "kończynami" (czy głową) względem punktów podłączenia, itd. Dla mnie to wyglądało obiecująco i kiedyś chciałbym do tego wrócić.
>> Absolutnie? Fizjologia człowieka też? Genetyka?
> Lubiłam też tematy o zwierzętach. Może to ze względu na obrazki w podręcznikach. Ale tyle, nic innego nie pamiętam
> z biologii, więc nic mnie nie ciekawiło.
To kto wygrałby w starciu lwa z tygrysem? ;)
> Historia mnie raczej prędko nie zaciekawi. Daty najważniejszych wydarzeń w Polsce znam i co się mniej więcej wtedy
> działo wiem, ale nic poza tym.
Szkoda, to jest chyba właśnie taka sucha szkolna wiedza... A jak fajnie poczytać sobie np. o Bitwie Warszawskiej, gdzie oprócz daty i tego kto wygrał, nagle okazuje się np. na czym polegał cud albo jak to "wielki Piłsudski" wykorzystał rozwiązanie taktyczne gen. Rozwadowskiego, po czym parę lat później generał podważający legendę naczelnika państwa ginie w tajemniczych okolicznościach z podejrzeniem otrucia...
> Co do geografii to pewnie masz rację, kiedy będę już mogła profesjonalnie się wspinać po górach, to pewnie
> zaciekawi mnie tenat o górach, wiatrach z geografii. ;)
Dzisiaj próbowałem "zdobyć" z dziewczynami Kasprowy... Na szczycie widoczność na 10m, tak wielkie ryzyko zgubienia się, że właściwie nikt nie odważał się wyjść z górnego budynku kolejki:( Pytałem jakiegoś doświadczonego wędrowca w rakach, wskazał mi drogę, depnęliśmy w zaspy śniegu po kolana (dziewczyny blade ze strachu, że się zgubimy), ale choć byliśmy na dobrej drodze wzdłuż jakiegoś sznureczka, to nas zawrócił pracownik stacji meteorologicznej;(
> O tak, fizyka jest podstawą chemii. W gimnazjum miałam nauczyciela od fizyki, który na fizyce uczył nas także
> chemii, bo na chemii nauczyciel od chemii niczego nie rozumiał i przez to cała klasa też nie rozumiała. ;)
Tylko, że fizyk rozumie podstawy chemii, ale już szczegóły reakcji chemicznych, ich klasyfikacje, cały aspekt inżynierski związany z ich przeprowadzaniem, itd. to jest dla fizyka zbyt wiele, bo to już jest zabawa "klockami", które fizyk zbudował i to już jest dziedzina chemii.
> O, czarne dziury są fascynujące. Obejrzałam niedawno dokument o nich. I może to wina nauczycieli, że nie
> przedstawili ciekawiej swoich przedmiotów, albo i moja, że jednak wolę bujać w obłokach. Tylko nauczyciel od fizyki
> z gimnazjum mówił z pasją na każdej jego lekcji, co podziwiałam, nawet jak tego przedmiotu nie lubiłam. A do reszty
> nie miałam szczęścia. ;)
Może nauczyciel z fizyki po prostu był jeszcze młody i wierzył, że pasją może kogoś zarazić i coś osiągnąć?:)
Inna sprawa, że często na nauczycieli szkolnych kształcą się mało ambitne osoby, które same nie czują pasji, nie chce im się pogłębiać swojej dziedziny wiedzy, a co dopiero dzielić się ciekawostkami z uczniami.
PS. Ciekawostka o czarnych dziurach: czas formowania się czarnej dziury dla zewnętrznego obserwatora (np. na Ziemi) jest nieskończony:) Podobnie, dla ziemskiego obserwatora nieskończony jest czas, po którym ewentualny astronauta mógłby wpaść do czarnej dziury. Czemu? Grawitacja powoduje m.in. grawitacyjne wydłużenie czasu.:)
Pozdrowienia z Tatr, udało się wreszcie zestawić WiFi, były pewne komplikacje ;) -
14 lutego 2016, 12:04:39Mam nadzieję, że Bliznasil zadziała na stare blizny. :)
Nie wiem, z czego moja niechęć do telefonicznych rozmów wynika. Po prostu nie lubię, bardzo się przy tym stresuję, o wiele bardziej wolę sms-y.
- Nie ma na świecie nikogo, kto znałby się na wszystkim, (...).
A Ty w czym nie jesteś taki dobry? Kim jesteś? Bo wydaje mi się, że wszystko wiesz, cokolwiek napiszę to Ty wiesz o tym wszystko. :D
Co do imienia to podpowiem, że jestem w TOP 50 na liście najczęśniej nadawanych imion żeńskich w Polsce w 2015 roku. Nie tak źle. Chociaż chciałabym mieć na imię Ksymena, Elfryda, Otylia, piękne i niespotykane imiona. Może i trochę przesadzam, ale nie chcę zdradzać swojego imienia, nie jest ono zresztą takie ważne. ;)
Ten lektor... to jednak nie. Wolę siedzieć cicho. Na razie. Potrzebowałabym też na to czasu, a teraz muszę skupić się na czymś innym.
I wydarzenia z mojego dzieciństwa nigdy dla mnie nie będą miłymi i teraz śmiesznymi wspomnieniami. Nie wiem czym dla Ciebie są rzeczy straszne, ale dla mnie to właśnie to, co robiłam, ale zapomnijny o tym, nie chcę do tego wracać. ;)
W Gimpie kiedyś robiłam kilkisekundowe animacje (np. osoba żująca gumę do żucia i robiąca z niej balony albo dziewczynka chodząca po parku i wpadająca w dziurę z kolorowymi pasmami, które się poruszały), i taka jedna animacja miała u mnie z 50 albo i więcej warstw. Też zawsze jakieś zdjęcia w tym programie rozjaśniam, czy też rozmazuje rzeczy w oddali, coś tam więc wiem, i kiedyś coś narysuję.
- > Biologia - z calutkiego przedmiotu lubiłam tylko jeden temat: grupy krwi. To, że 0 jest dawcą wszystkich grup krwi
> itd., itd. Ale reszta - nic.
Absolutnie? Fizjologia człowieka też? Genetyka?
Lubiłam też tematy o zwierzętach. Może to ze względu na obrazki w podręcznikach. Ale tyle, nic innego nie pamiętam z biologii, więc nic mnie nie ciekawiło.
Historia mnie raczej prędko nie zaciekawi. Daty najważniejszych wydarzeń w Polsce znam i co się mniej więcej wtedy działo wiem, ale nic poza tym.
Co do geografii to pewnie masz rację, kiedy będę już mogła profesjonalnie się wspinać po górach, to pewnie zaciekawi mnie tenat o górach, wiatrach z geografii. ;)
O tak, fizyka jest podstawą chemii. W gimnazjum miałam nauczyciela od fizyki, który na fizyce uczył nas także chemii, bo na chemii nauczyciel od chemii niczego nie rozumiał i przez to cała klasa też nie rozumiała. ;)
O, czarne dziury są fascynujące. Obejrzałam niedawno dokument o nich. I może to wina nauczycieli, że nie przedstawili ciekawiej swoich przedmiotów, albo i moja, że jednak wolę bujać w obłokach. Tylko nauczyciel od fizyki z gimnazjum mówił z pasją na każdej jego lekcji, co podziwiałam, nawet jak tego przedmiotu nie lubiłam. A do reszty nie miałam szczęścia. ;)
Dziękuję, to miłe z Twojej strony, baw się dobrze z córeczkami, pozdrawiam. :) -
13 lutego 2016, 21:25:23> Zastanowię się nad tymi żelami silikonowymi, skoro są niektóre tańsze. Może zdziałają cuda z moją blizną, bo te
> maści z wyciągiem z cebuli chyba tylko są dobre na świeże blizny. ;)
To się nazywało "bliznasil".
> Co do rozmów telefonicznych - unikam. Rozmawiam przez telefon tylko z rodzicami, a jak ktoś inny do mnie zadzwoni,
> to nie odbieram, nigdy. Nienawidzę tak rozmawiać, jest jeszcze gorzej, właśnie jak napisałeś. ;)
A z czego u Ciebie to wynika? Ja zwykle jestem skoncentrowany na tym co chcę powiedzieć i potem mam pustkę w głowie. Na przykład dzwonię z życzeniami na dzień babci w stylu "wszystkiego najlepszego, cześć" ;)
> Może i tak, ale on nie uważał innych ludzi za mądrzejszych, tylko robił wszystko, by pokazać, że to on jest
> najmądrzejszy, a wszyscy pozostali to głupcy. Udowadniał tak w wielu wspólnych rozmowach z innymi.
No to już nie fajnie. Problem jest taki, że nawet jeśli jesteś dobra w jednej branży, w innych już możesz nie mieć tyle do powiedzenia. Nie ma na świecie nikogo, kto znałby się na wszystkim, nie da się przeczytać wszystkich książek w ciągu życia ani opanować wszystkich dziedzin wiedzy ;) Przyjmowanie takiej pozy omnibusa jest wtedy ryzykowne.
>> - Moim zdaniem nie ma żadnego powodu, aby ukrywać swoje imię. Osób o Twoim imieniu znajdzie się w kraju tysiące,
>> jeśli nie miliony. To żadna wskazówka ;)
> Wiem, ale moje imię nie jest tak popularne jak Ania, czy Ola, więc osób z moim imieniem o identycznych problemach,
> które przecież każdy tu może przeczytać, jest bardzo mało, a nawet i to może być tylko jedna osoba, ja. Więc wolę
> zachować ostrożność. ;)
Moje w sumie też nie jest popularne, na Google wychodzi chyba 4mln trafień, a Ani 40mln ;) A Tobie? Ksymeno? Otylio? Ludolfino? Gretto? Elfrydo? ;)
Chyba jednak to jest nadmierna ostrożność;)
> I to oczywiste, że najpierw sięgnę po Biblię. ;) Przez myśl mi nie przeszło, bym brała się w pierwszej kolejności
> za obce mi księgi innych wiar. :D Najpierw trzeba oswoić się ze swoją wiarą, poznać jej historię, uwierzyć, by nie dać
> się zmanipulować innym religiom. ;)
Nawet bym nie powiedział, że żeby nie dać się zmanipulować innym religiom, dla mnie jest to trochę kwestia szacunku, którego bym nie okazał swojej wierze, biorąc się najpier za źródła innej religii;)
> Dziękuję, w takim razie biorę się już na poważnie z obserwacją nieba. ;) Chociaż jeszcze sobie przestudiuję Kosmos,
> bo kupiłam sobie niedawno atlas o Kosmosie, i leży jeszcze nietknięty na moim biurku. ;)
Teraz mamy zimę i niebo jest dość przejrzyste, więc warto sobie wyjść po zmroku na dwór i poobserwować. Jako drogowskaz (gwiazdowskaz;) na zimowym niebie możesz wykorzystać Oriona:)
> Co do lektora, to dobrze. Ale nie wiem nawet czy mój głos się nadaje do bycia typowym lektorowym głosem. W domu mój
> głos brzmi inaczej, przy obcych mi ludziach też inaczej, a przy znajomych nawet nie poznaję swojego głosu.
Każdy słyszy się inaczej niż słyszą inni. Ale miałabyś w ten sposób okazję na poznanie opinii o Twoim głosie:) Bo z pewnością gdyby był kiepski, jak u mnie, to widzowie się odezwą ;)
No to za co chciałabyś się wziąć?:)
>> - No co Ty, jak przy takim charakterze można się wstydzić przeszłości? Nie potrafię sobie wyobrazić, żebyś zrobiła
>> coś strasznego.
> Kiedyś byłam zupełnie inna. Bardzo, bardzo głupia, i zrobiłam wiele głupich rzeczy, których żałuję. Przez te głupie
> rzeczy, wiele osób je pamięta, i dało mi kiedyś o tym znać. Nie chcę się wychylać, chcę zapomnieć, żyć na nowo, ale
> wciąż ostrożnie.
Może Cię źle oceniam wiekowo, ale wydaje mi się, że jesteś w okolicach studenckich, wobec tego "kiedyś" to chyba byłaś jeszcze za młoda, żeby zrobić rzeczy straszne;) Dzieci/młodzież robią różne głupoty, ale nikt tego nie traktuje tak poważnie, zostaje z tego po czasie co najwyżej anegdota.
> Czytać też bardzo lubię, ale czasem dobrze jest się odmużdżyć. :D
U mnie w sumie telewizor jest jak wracam z pracy we władaniu dzieci, więc nic z tego nie mam, a pod wieczór... tak mi szkoda czasu na coś, co jednym okiem/uchem wejdzie, drugim wyjdzie. Książki zostawiają jednak więcej w człowieku. Chociaż czasem mi żal, że przez to nie mogę dokładnie trzymać ręki na pulsie polityki.
> Co do komputera, to nie umiem za bardzo obsługiwać się myszką jeśli chodzi o rysowanie i kolorowanie. Dlatego myślę
> o tablecie graficznym, bo ma rysik, który emitowałby ołówek. Ale spróbuję jeszcze z tą myszką.
Dlatego ja właśnie szkic w przypadku grafiki komputerowej robię za pomocą ołówka. I dopiero na tym szkicu pracuję na komputerze--wypełnianie kolorem/teksturą zamkniętych powierzchni, rozjaśnianie/wypalanie obszarów przy konturze, itd.
Dość łatwo też można robić fotomontaże, ostatnio zrobiłem moje córki strzelające w siebie różnymi promieniami;)
> Polecasz jakieś programy graficzne, w miarę łatwe do obsługi, jak chociażby Paint lub Gimp? :D
Ja używam Gimpa. Paint jest zbyt prymitywny. Konkurencją mogą być ewentualnie Photoshop lub Photopaint, ale to są już programy komercyjne, za które trzeba sporo zapłacić... Lub piracić, ale to nieuczciwe ;)
W Gimpie polecam najpierw opanować narzędzie klonowania, wypalanie, rozjaśnianie--to wystarczy na początek. Do tego opanować kadrowanie i używanie filtrów. Potem warto dobrze opanować pracę na warstwach, maskowanie warstw, łączenie--przydatne do fotomontażu. W obróbce zdjęć jeszcze się przydaje rozsmarowywanie.
> Biologia - z calutkiego przedmiotu lubiłam tylko jeden temat: grupy krwi. To, że 0 jest dawcą wszystkich grup krwi
> itd., itd. Ale reszta - nic.
Absolutnie? Fizjologia człowieka też? Genetyka? Dla mnie najnudniejsza była botanika, ale tu też warto było się paru rzeczy dowiedzieć.
> Historia - mój znienawidzony przedmiot od dnia, w którym go poznałam. Z historią zawsze miałam problemy. I to mnie
> nie interesuje w żadnym stopniu, ani polityka, ani wojny, nienawidzę tego przedmiotu.
Też miałem długo takie podejście. I było ono związane z beznamiętnym sposobem przedstawiania historii w szkole. Ale jak ją trochę polubić, to jakoś człowiek bardziej się identyfikuje z narodem. Nie wiem, np. losy powstania warszawskiego, cud nad Wisła, gdzie Piłsudski niekoniecznie był bohaterem, działalność Zawiszy Czarnego, koleje losu najlepszej polskiej formacji bojowej, czyli niepokonanej przez 125 lat husarii, która potrafiła rozbić 10x liczniejszego wroga, w tym podczas Odsieczy Wiedeńskiej, itd. Albo średniowieczne podboje islamskie, polityka wykorzystywania podbitych jako taniej siły roboczej dla islamskich wojowników. Nie powiem, że wszystko z góry na dół jest ciekawe, ale bywają wątki, które warto rozwinąć.
> Geografia - kolejny wróg. Jedyne co mnie w geografii zainteresowało to warstwy atmosfery ziemskiej i rodzaje chmur.
To się trochę zmienia z wiekiem w miarę kolejnych osiągnięć turystycznych:)
Apropos, pisałem niedawno artykuł o obliczaniu ciśnienia i gęstości powietrza w modelu atmosfery ;)
Meteorologię też próbowałem studiować, ale to póki co dla mnie zbyt złożone, zbyt wiele faktów do biegłego opanowania.
> I tak, chemia nie, to już nawet wolałam fizykę niż chemię. ;)
Ja też wolę fizykę, a jak na ironię pracuję w ośrodku, który zajmuje się bardziej chemią ;)
Chemia jest dla mnie zbyt odległa od fundamentalnej fizyki, która nią rządzi (mechanika kwantowa, fizyka jądrowa). Chemicy pomimo, że wykorzystują wyniki np. z mechaniki kwantowej, to mają o niej zerowe pojęcie, traktują to jak czarne skrzynki. I taki sposób podejścia do nauki mi się nie podoba:(
> Naprawdę nigdy nie miałam ulubionego przedmiotu, do wszystkiego mogłam się nauczyć na 5, ale nic mnie nie
> interesowało. I tak jest do dziś. ;)
Właściwie... to źle świadczy o nauczycielach, skoro nie potrafili tych przedmiotów pokazać w ciekawy sposób :(
No, ale może rozwiniesz swoje zainteresowania astronomią, a w końcu zapragniesz poznać coś z astrofizyki ;) Nie wiem, np. model życia gwiazdy, kosmologię, czarne dziury ;)
Pozdrowienia--jutro jadę na urlop z dziećmi, jak uda mi się tam złapać WiFi, to jest szansa, że się odezwę ;)
Już mam "Reisenfieber", a jeszcze mi się jakieś przeziębienie na domiar złego przyplątało.
Tymczasem posyłam serduszko na jutrzejszy dzień <3 za to, że jesteś miłą i sympatyczną dziewczyną ;) -
12 lutego 2016, 23:06:51Nie da się, oczywiście, kiedyś kupię sobie baletki. I tak, tak, to "pistolet". ;)
Zastanowię się nad tymi żelami silikonowymi, skoro są niektóre tańsze. Może zdziałają cuda z moją blizną, bo te maści z wyciągiem z cebuli chyba tylko są dobre na świeże blizny. ;)
Co do rozmów telefonicznych - unikam. Rozmawiam przez telefon tylko z rodzicami, a jak ktoś inny do mnie zadzwoni, to nie odbieram, nigdy. Nienawidzę tak rozmawiać, jest jeszcze gorzej, właśnie jak napisałeś. ;) A przez Skype nigdy nie rozmawiałam, ale pewnie też nie szło by mi najlepiej. ;)
- Ale tak prawdę mówiąc, mnie też często ludzie oskarżają o to, że się wymądrzam, a ja tego nie widzę. Przypuszczam, że z powodu życia na uboczu społeczeństwa i braku właściwego wyczucia, traktuję w niektórych sprawach ludzi (szczerze) jako mądrzejszych niż faktycznie są. Nie wiem czego nie wiedzą i co mogą odebrać jako mędrkowanie.
Może i tak, ale on nie uważał innych ludzi za mądrzejszych, tylko robił wszystko, by pokazać, że to on jest najmądrzejszy, a wszyscy pozostali to głupcy. Udowadniał tak w wielu wspólnych rozmowach z innymi.
- Moim zdaniem nie ma żadnego powodu, aby ukrywać swoje imię. Osób o Twoim imieniu znajdzie się w kraju tysiące, jeśli nie miliony. To żadna wskazówka ;)
Wiem, ale moje imię nie jest tak popularne jak Ania, czy Ola, więc osób z moim imieniem o identycznych problemach, które przecież każdy tu może przeczytać, jest bardzo mało, a nawet i to może być tylko jedna osoba, ja. Więc wolę zachować ostrożność. ;)
I to oczywiste, że najpierw sięgnę po Biblię. ;) Przez myśl mi nie przeszło, bym brała się w pierwszej kolejności za obce mi księgi innych wiar. :D Najpierw trzeba oswoić się ze swoją wiarą, poznać jej historię, uwierzyć, by nie dać się zmanipulować innym religiom. ;)
Dziękuję, w takim razie biorę się już na poważnie z obserwacją nieba. ;) Chociaż jeszcze sobie przestudiuję Kosmos, bo kupiłam sobie niedawno atlas o Kosmosie, i leży jeszcze nietknięty na moim biurku. ;)
Co do lektora, to dobrze. Ale nie wiem nawet czy mój głos się nadaje do bycia typowym lektorowym głosem. W domu mój głos brzmi inaczej, przy obcych mi ludziach też inaczej, a przy znajomych nawet nie poznaję swojego głosu.
- No co Ty, jak przy takim charakterze można się wstydzić przeszłości? Nie potrafię sobie wyobrazić, żebyś zrobiła coś strasznego.
Kiedyś byłam zupełnie inna. Bardzo, bardzo głupia, i zrobiłam wiele głupich rzeczy, których żałuję. Przez te głupie rzeczy, wiele osób je pamięta, i dało mi kiedyś o tym znać. Nie chcę się wychylać, chcę zapomnieć, żyć na nowo, ale wciąż ostrożnie.
Czytać też bardzo lubię, ale czasem dobrze jest się odmużdżyć. :D
Co do komputera, to nie umiem za bardzo obsługiwać się myszką jeśli chodzi o rysowanie i kolorowanie. Dlatego myślę o tablecie graficznym, bo ma rysik, który emitowałby ołówek. Ale spróbuję jeszcze z tą myszką. Polecasz jakieś programy graficzne, w miarę łatwe do obsługi, jak chociażby Paint lub Gimp? :D
Biologia - z calutkiego przedmiotu lubiłam tylko jeden temat: grupy krwi. To, że 0 jest dawcą wszystkich grup krwi itd., itd. Ale reszta - nic.
Historia - mój znienawidzony przedmiot od dnia, w którym go poznałam. Z historią zawsze miałam problemy. I to mnie nie interesuje w żadnym stopniu, ani polityka, ani wojny, nienawidzę tego przedmiotu.
Geografia - kolejny wróg. Jedyne co mnie w geografii zainteresowało to warstwy atmosfery ziemskiej i rodzaje chmur.
I tak, chemia nie, to już nawet wolałam fizykę niż chemię. ;)
Naprawdę nigdy nie miałam ulubionego przedmiotu, do wszystkiego mogłam się nauczyć na 5, ale nic mnie nie interesowało. I tak jest do dziś. ;) -
11 lutego 2016, 21:04:50[---> do 10 luty 2016 14:32:19 – czasem miło sobie porozmawiać z drugim człowiekiem, a nie tylko samemu z sobą;)]
>> - A masz do tego specjalne buciki/balerinki?
> Nie, ale na skarpetkach też się fajnie obraca. :D
Ale chyba nie da się na czubkach palców ;)
> To u mnie tak samo, wszędzie mokro. Ostatni raz na łyżwach byłam dwa dni temu, i udało mi się jeździć kucając, i
> chciałam tak jeździć z wysuniętą do przodu jedną nogą, ale mi się nie udawało i się poprzewracałam kilka razy.
Czyli "pistolet".
> A potem chciałam zrobić jakiś odjazdowy piruet i tak się wywróciłam, że przejechałem się twarzą na lodzie, i wszędzie
> mam siniaki, wciąż mnie też wszystko boli. Ale spróbuję na pewno jeszcze raz. Jak będzie zima. Czyli pewnie za rok.
To współczuję, mam twarz wyszła bez szwanku. Ja się za to nawet nie tyle boję siniaków, ile przemoczenia. Moja córka jak się tydzień temu wyłożyła w bajoro, to musieliśmy wracać do domu:( Może nam się jeszcze uda pojeździć w Zakopanem, bo komunikaty lawinowe grożą niemożnością wyjścia w góry:-|
> Kiedyś trochę biegałam, i wciąż lubię biegać, ale przez lenistwo wolę siedzieć na kanapie i oglądać filmy. Mam
> problem z kręgosłupem, więc tym bardziej powinnam ćwiczyć. Chyba pójdę dziś na basen. :)
Ja kiedyś biegałem codziennie. Teraz przy dzieciach udaje mi się biegać 2x w tygodniu, ale to wystarcza na podtrzymanie formy. I nie zabiera to wiele czasu--3km to czas rzędu 15 minut ;) Tylko trzeba wpaść w rytm treningowy ;) Basen odwiedzam z dziećmi--one do szkółki pływackiej, ja na tor obok. Dzięki temu zabrałem się za doskonalenie techniki;)
> Dermatix? Z chęcią bym wypróbowała, ale trochę przekracza mój budżet. Zostanę na razie przy Contractubexie, ma on
> chyba ten sam skład co Cepan, ale może jakoś mi pomoże, jeśli dłużej będę nim smarować bliznę, bo Cepana używałam
> miesiąc, albo dwa, więc nic dziwnego, że mi nie pomógł.
W tym tygodniu byłem w aptece znowu po coś na blizny, bo młodsza córka miała rozcięcie na nosie i został jej ślad. Aptekarka poleciła mi jakiś tańszy żel silikonowy, za ok. 30zł. Nie wiem co to warte, ale idea jak w Dermatiksie.
> To mam podobnie, jeśli jednak to ja prowadzę dyskusję to szybko ją zakończam. Wolę się tylko wtrącać albo
> odpowiadać na zadane mi pytania. ;)
A jak Ci idzie rozmawianie przez telefon? Bo mi jeszcze gorzej niż rozmowa twarzą w twarz ;) To jest dla mnie najbardziej znienawidzona forma komunikacji, no może Skype jest jeszcze gorszy ;)
>> A w rozmowach o Biblii sypał z pamięci cytatami? ;)
> Nie, to się wyczuwa, kiedy ktoś chce czymś ciebie zainteresować, a kiedy chce zrobić z ciebie głupca. I tak, sypał.
O, to chylę czoła przed jego pamięcią ;)
Ale tak prawdę mówiąc, mnie też często ludzie oskarżają o to, że się wymądrzam, a ja tego nie widzę. Przypuszczam, że z powodu życia na uboczu społeczeństwa i braku właściwego wyczucia, traktuję w niektórych sprawach ludzi (szczerze) jako mądrzejszych niż faktycznie są. Nie wiem czego nie wiedzą i co mogą odebrać jako mędrkowanie.
>> - Miło mi, Aniu ;) Przemek. (och, jak nie cierpię tego imienia;)
> Miło mi, Przemku. I jest to ładne imię. :) Jednak nie nazywam się Ania. Przepraszam, że tak pomyślałeś, nic
> dziwnego, ale przepraszam. :D Nie podaję swojej tożsamości w Internecie, nawet imienia, tak samo i Olek to może być
> Hubert, ale dobrze, niech będę Anią. :D
Dziękuję za uprzejmość odnośnie imienia ;) Wiesz, chciałbym bardzo, żeby miało ono jakieś mniej pokraczne zdrobnienie:) Moim zdaniem nie ma żadnego powodu, aby ukrywać swoje imię. Osób o Twoim imieniu znajdzie się w kraju tysiące, jeśli nie miliony. To żadna wskazówka ;)
> - Nie sądzę, żeby opowiadał swojej dziewczynie o waszych osobistych rozmowach. Po co miałby to robić? Partnerka w
> związku nie lubi raczej wysłuchiwać o zażyłych relacjach z kobietami, które jej partner znał wcześniej:)
> On trochę się różni od "zwyczajnych" chłopaków. Często mówił jej rzeczy, żeby była zazdrosna. Kiedyś podobała mu
> się pewna dziewczyna i będąc w związku, mówił swojej dziewczynie o jego obiekcie westchnień, który jest tym obiektem
> do dziś. A ona nie ma temu nic przeciwko. Ale cóż, nie chcę się już mieszać w ich życie, to ich związek.
Bardzo wyrozumiała ta jego dziewczyna, albo bardzo zakochana.
Szkoda, że ją tak traktuje.
> Dziękuję za wyjaśnienie historii Mahometa. Na pewno też wezmę się najpierw za artykuły i inne opracowania dot.
> Biblii, i potem za Koran. :)
Sam Koran jest trudny (i niekompletny, bo jeszcze są hadisy), więc tu lepiej wziąć jakieś dobre opracowanie. No i tak sobie myślę, że chrześcijanin najpierw powinien przeczytać Biblię, choćby nawet Koran kusił swoją egzotyką;)
> Bardziej galaktyki, mgławice, planety i gwiazdy obracające się na Drodze Mlecznej, aczkolwiek jestem też ciekawa,
> co jest poza naszą Galaktyką. A na cel mnie nie stać. Tak właśnie jest z większością moich marzeń. Wszystko obraca się
> wokół pieniędzy, których nie mam. Dlatego pesymistycznie podchodzę do wszystkiego, wiem, że bez nich ani rusz. Hm, ale
> na kamerkę zaoszczędzę, od zawsze chciałam wypuścić balon z helem i z włączoną kamerką. :)
Tylko potem tą kamerkę trzeba odnaleźć jak już spadnie;)
Do obserwacji typu "deep sky" nie potrzeba bardzo specjalistycznego sprzetu. Potrzebne jest coś, co sprawia, że do oka trafia więcej światła, aby zobaczyć te słabo świecące obiekty. Przydatne są lornetki, bo mają szerokie pole widzenia. Przez lornetkę powinnaś już spokojnie odróżniać kolory gwiazd, np. Betelgeza w Orionie jest czerwona. Przydaje się też wyjechać w góry, gdzie jest bardziej przejrzyste niebo--w górach pierwszy raz widziałem w nocy pas Drogi Mlecznej.
Idea astrofotografii też nie jest bardzo kosztowna. Bierze się czujnik CCD (np. z web-kamerki), montuje na statywie z prowadzeniem i strzela tysiące ujęć w interesującym kierunku, potem uśrednia się to na komputerze (jest gotowe oprogramowanie) i dostaje w miarę ostry obraz (np. świetnie wychodzą planety). Tutaj jedyny poważny koszt to statyw z prowadzeniem, który śledzi obiekt na niebie wraz z obrotem Ziemi.
Z ciekawostek Ci mogę też powiedzieć, że w 2005 roku udało mi się w Turcji zrobić zwykłym aparatem z optycznym zoomem 8x zdjęcie Jowisza, na którym było widać pasy... No chyba, że to był wyjątkowo przekonujący artefakt;) Dzisiaj aparaty są dużo lepsze—możesz popróbować zasadzić się na Saturna. Newton widział jego uszy już w słabym refraktorze, chyba właśnie 8x, a współczesne aparaty potrafią więcej.
> Właśnie, jest trochę rysowania. Tylko rysowanie to jest dla mnie rysowaniem na siłę, a tak rysować nienawidzę.
> Rysuję od serca bardzo, bardzo rzadko, więc częste zajęcia z rysunków, projektowanie - to dla mnie katorga.
Ale chociaż uczą was trochę techniki w rysowaniu architektury czy każdy robi jak umie?
No i pewnie trochę was katują rysunkiem technicznym ;)
>> A Ty nie chciałabyś się z czymś takim zmierzyć? Np. mnie zabrakło czasu na zrobienie polskiej wersji filmu o Ronji
>> (według powieści Astrid Lindgren)--jest filmik dostępny na YT, jest wersja z angielskimi napisami, kwestia
>> przetłumaczenia napisów na polski i odczytania ich do mikrofonu/nagrania ścieżki lektora. Co Ty na to? :)
> Z chęcią, ale nie chcę, by ktoś mnie rozpoznał. (Dlatego też ukrywam swoją tożsamość) Po prostu boję się, że ktoś z
> przeszłości mnie zobaczy, mnie usłyszy, i nie chcę tego, tak bardzo tego nie chcę, a chciałabym zrobić wiele rzeczy,
> jednak one wiążą się z pokazaniem się, czy to właśnie teatr, czy cokolwiek innego.
Możesz takie rzeczy robić zupełnie anonimowo. Nie ma takiej możliwości, żeby ktoś Cię poznał po samym głosie. Może uznać, że ten głos brzmi podobnie, ale nigdy nie wpadnie na myśl, że to Ty.
> Moja przeszłość nie jest kolorowa, i nie chcę by ktoś mnie widział i słyszał. Chcę dla nich nie istnieć. Więc wolę się
> nie pokazywać.
No co Ty, jak przy takim charakterze można się wstydzić przeszłości? Nie potrafię sobie wyobrazić, żebyś zrobiła coś strasznego.
> Co do wspinaczki, to poszukam dokładniej i może znajdę. :)
No to fajnie, nie ma rzeczy niemożliwych ;)
> Dużo tego czytania, Biblia, Koran, Słowianie, nie wiem kiedy znajdę na to czas. :D
Samotnicy mają nadmiar czasu wieczorami, ja tam wolę czytać niż oglądać telewizję;)
> Zawsze trafiam na nauczycieli od języka polskiego, którzy nie dopuszczają do siebie innej interpretacji danego
> dzieła, niż jaka jest powszechnie panująca. Ja zawsze interpretuję wszystko inaczej. Kiedy czytamy wiersze, wszyscy
> wiedzą o co w nim chodzi, a ja wiem po swojemu, inaczej niż wszyscy, więc źle, oczywiście.
To jest ten problem, że w szkole trzeba poznać pewien kanon interpretacyjny. Prawda jest niestety, że uczeń szkoły średniej, który ma raczej słabą wiedzę o realiach minionych epok, o wartościach jakie ci ludzie wyznawali, o problemach z jakimi borykali się na co dzień, o problemach społecznych, które ich elektryzowały, nie będzie w stanie skonstruować dogłębnej interpretacji dzieła literackiego w sposób taki, jakim by je odbierali ludzie z dawnych czasów.
Ja też zwykle robiłem dość oryginalne interpretacje utworów literackich na lekcjach, ale mimo wszystko ostateczny wniosek jest taki, że jednak warto poznać tę interpretację "szkolną".
> Nawet kiedyś lektura ,,Cierpienia młodego Wertera" nikomu się nie spodobała, nauczyciele, wszyscy, mówili, że to była
> najgorsza i najgłupsza lektura, i tak ciężko się ją czytało, a dla mnie to była jedna z najlepszych lektur szkolnych,
> i żałowałam, że tak szybko ją przeczytałam, bo bardzo mi się podobała.
To ja tak miałem z "W pustyni i w puszczy". Wszyscy narzekają, że po co tyle opisów przyrody, itp. A ja... "gdzie te niepotrzebne opisy przyrody"? ;) Każde zdanie tej powieści wydawało mi się niezbędne.
> Maluję cienkopisem na czysto, ale te rysunki i tak lądują w śmieciach. Mało mam "dzieł", które zostawiłam. Chciałam
> rysować na komputerze, nawet myślałam o zakupie tabletu graficznego, bo bardzo mi się podobają rysunki tak graficznie
> pomalowane. :) Kiedyś coś próbowałam namalować akwarelami, ale właśnie coś mi nie wyszło i chciałam to zakryć, i było
> jeszcze gorzej. :D
W akwarelach trzeba bardzo uważać na to czy farby wyschły czy jeszcze nie. Mokre na mokrym może służyć do mieszania kolorów, ale zwykle kiepsko to się kończy i warto czekać na wyschnięcie poprzedniej warstwy. No i często źle się dzieje jak malujesz dwie plamy obok siebie i te mokre części ze sobą się zetkną... po czym zaczyna się dyfuzja jednego koloru w drugi;)
A tabletu nie potrzeba do grafiki komputerowej--wystarczy szkic ołówkiem i skan tego szkicu do komputera. A potem to już masz technik do wyboru do koloru--klonowanie (np. przenoszenie tekstury z jednego obrazu na zaznaczenie w drugim), wypalanie, rozjaśnianie (w celu dodawania cieni), itd. Polecam;)
> Więc żaden przedmiot nie sprawiał mi przyjemności, po prostu robiłam swoje obowiązki, uczyłam się i tyle, bez
> jakichkolwiek emocji i zaangażowania.
Biologia, historia, geografia? Chemia pewnie nie, skoro fizyki nie lubisz ;)
Pozdrowienia -
11 lutego 2016, 00:01:55Racja. Co poradzić, tyle tematów. :D
-
10 lutego 2016, 16:13:19Jezu jak wy sie tu rozpisujecie 😮
-
10 lutego 2016, 14:32:19- A masz do tego specjalne buciki/balerinki?
Nie, ale na skarpetkach też się fajnie obraca. :D
- Podobno trzeba się przy tym parę razy przewrócić. Popróbuję jak będzie mróz (za rok?), bo teraz na lodzie jest warstwa wody;)
To u mnie tak samo, wszędzie mokro. Ostatni raz na łyżwach byłam dwa dni temu, i udało mi się jeździć kucając, i chciałam tak jeździć z wysuniętą do przodu jedną nogą, ale mi się nie udawało i się poprzewracałam kilka razy. A potem chciałam zrobić jakiś odjazdowy piruet i tak się wywróciłam, że przejechałem się twarzą na lodzie, i wszędzie mam siniaki, wciąż mnie też wszystko boli. Ale spróbuję na pewno jeszcze raz. Jak będzie zima. Czyli pewnie za rok.
- Warto, szczególnie dla zdrowia, ale też i (jeżeli teraz nie uprawiasz sportu), będziesz bardziej zadowolona ze swojego ciała. Pewnie problem nosa nie zniknie--ja też nie wiem co ludzie myślą o mojej twarzy--ale ze swojej postawy (łopatki, kręgosłup), brzucha, pośladków (mięśnie pośladkowe), nawet ułożenia biustu (mięśnie piersiowe) powinnaś być bardziej zadowolona niż bez ćwiczeń;)
Kiedyś trochę biegałam, i wciąż lubię biegać, ale przez lenistwo wolę siedzieć na kanapie i oglądać filmy. Mam problem z kręgosłupem, więc tym bardziej powinnam ćwiczyć. Chyba pójdę dziś na basen. :)
Dermatix? Z chęcią bym wypróbowała, ale trochę przekracza mój budżet. Zostanę na razie przy Contractubexie, ma on chyba ten sam skład co Cepan, ale może jakoś mi pomoże, jeśli dłużej będę nim smarować bliznę, bo Cepana używałam miesiąc, albo dwa, więc nic dziwnego, że mi nie pomógł. Współczuję problemów z łokciem, to musi być naprawdę męczące.
- Za to lubię być niekiedy w sytuacji pobocznego członka dyskusji, który jej nie prowadzi, a tylko od czasu do czasu wetnie się w jakiś fragment, który go zainteresował.
To mam podobnie, jeśli jednak to ja prowadzę dyskusję to szybko ją zakończam. Wolę się tylko wtrącać albo odpowiadać na zadane mi pytania. ;)
- Wiesz jak to jest, zawsze trudno jest rozpocząć znajomość i często to wychodzi trochę kwadratowo. Może bardzo jej zależało na poznaniu Twojej opinii w jego sprawie, a bała się, że nie będziesz chciała z nią rozmawiać i chciała się ubezpieczyć na wypadek odmowy na zasadzie "rozumiem, w porządku"?
Może i tak..
- A na pewno cieszysz się, że nie pisze bo go miałaś dość czy jego pisanie teraz sprawia Ci ból, kiedy wiesz, że ma kogoś, kto jest dla niego ważniejszy, bo coś takiego jakby wyczuwam między wierszami?
Miałam go dość. Miałam go dość już przedtem jak poznał swoją dziewczynę.
- A może chciał po prostu dzielić z Tobą swoje pasje i próbował Ciebie nimi zainteresować? No i jak można pokazać, że jest się lepszym w rozmowie o życiu? ;) A w rozmowach o Biblii sypał z pamięci cytatami? ;)
Nie, to się wyczuwa, kiedy ktoś chce czymś ciebie zainteresować, a kiedy chce zrobić z ciebie głupca. I tak, sypał.
- Miło mi, Aniu ;) Przemek. (och, jak nie cierpię tego imienia;)
Ale może to nie była ironia z jego strony, tylko chciał obrócić napięcie w żart "nie gniewaj się, spróbuj spojrzeć na to na luzie"?
Miło mi, Przemku. I jest to ładne imię. :) Jednak nie nazywam się Ania. Przepraszam, że tak pomyślałeś, nic dziwnego, ale przepraszam. :D Nie podaję swojej tożsamości w Internecie, nawet imienia, tak samo i Olek to może być Hubert, ale dobrze, niech będę Anią. :D
- Nie sądzę, żeby opowiadał swojej dziewczynie o waszych osobistych rozmowach. Po co miałby to robić? Partnerka w związku nie lubi raczej wysłuchiwać o zażyłych relacjach z kobietami, które jej partner znał wcześniej:) Ona chce być dla niego jedyną bliską osobą na świecie, więc on nie będzie się afiszować tym co was łączyło. Może coś powiedzieć ogólnego, jak o introwersji, ale to chyba na tyle.
On trochę się różni od "zwyczajnych" chłopaków. Często mówił jej rzeczy, żeby była zazdrosna. Kiedyś podobała mu się pewna dziewczyna i będąc w związku, mówił swojej dziewczynie o jego obiekcie westchnień, który jest tym obiektem do dziś. A ona nie ma temu nic przeciwko. Ale cóż, nie chcę się już mieszać w ich życie, to ich związek.
Dziękuję za wyjaśnienie historii Mahometa. Na pewno też wezmę się najpierw za artykuły i inne opracowania dot. Biblii, i potem za Koran. :)
- A interesują Cię bardziej planety czy gwiazdy i obiekty "głębokiego kosmosu"--mgławice, galaktyki, a może źródła rentgenowskie, mikrofalowe, planety pozasłoneczne, itd?
Bardziej galaktyki, mgławice, planety i gwiazdy obracające się na Drodze Mlecznej, aczkolwiek jestem też ciekawa, co jest poza naszą Galaktyką. A na cel mnie nie stać. Tak właśnie jest z większością moich marzeń. Wszystko obraca się wokół pieniędzy, których nie mam. Dlatego pesymistycznie podchodzę do wszystkiego, wiem, że bez nich ani rusz. Hm, ale na kamerkę zaoszczędzę, od zawsze chciałam wypuścić balon z helem i z włączoną kamerką. :)
- Ale za to jest to pewien rodzaj pracy twórczej ;) No i widzę często studentów architektury, którzy szkicują architekturę ołówkiem na zajęciach, więc jest też trochę rysowania:)
Właśnie, jest trochę rysowania. Tylko rysowanie to jest dla mnie rysowaniem na siłę, a tak rysować nienawidzę. Rysuję od serca bardzo, bardzo rzadko, więc częste zajęcia z rysunków, projektowanie - to dla mnie katorga.
- Też tak na to patrzę ;) Zresztą jedna z tych niepochlebnych opinii jednak się poprawiła i powiedziała po czasie "Jednak mimo wszystko dziękuję za ten film, do głosu dało się przyzwyczaić" ;)
A Ty nie chciałabyś się z czymś takim zmierzyć? Np. mnie zabrakło czasu na zrobienie polskiej wersji filmu o Ronji (według powieści Astrid Lindgren)--jest filmik dostępny na YT, jest wersja z angielskimi napisami, kwestia przetłumaczenia napisów na polski i odczytania ich do mikrofonu/nagrania ścieżki lektora. Co Ty na to? :)
Z chęcią, ale nie chcę, by ktoś mnie rozpoznał. (Dlatego też ukrywam swoją tożsamość) Po prostu boję się, że ktoś z przeszłości mnie zobaczy, mnie usłyszy, i nie chcę tego, tak bardzo tego nie chcę, a chciałabym zrobić wiele rzeczy, jednak one wiążą się z pokazaniem się, czy to właśnie teatr, czy cokolwiek innego. Moja przeszłość nie jest kolorowa, i nie chcę by ktoś mnie widział i słyszał. Chcę dla nich nie istnieć. Więc wolę się nie pokazywać.
Co do wspinaczki, to poszukam dokładniej i może znajdę. :)
Dużo tego czytania, Biblia, Koran, Słowianie, nie wiem kiedy znajdę na to czas. :D
- I co to znaczy, że nienawidzisz języka polskiego?
Zawsze trafiam na nauczycieli od języka polskiego, którzy nie dopuszczają do siebie innej interpretacji danego dzieła, niż jaka jest powszechnie panująca. Ja zawsze interpretuję wszystko inaczej. Kiedy czytamy wiersze, wszyscy wiedzą o co w nim chodzi, a ja wiem po swojemu, inaczej niż wszyscy, więc źle, oczywiście. Czy też pisanie na siłę, to jest to samo z rysunkiem, lubię pisać, ale nie to, czego nie lubię, a wypracowania, rozprawki, charakterystyki nie sprawiają mi przyjemności. Nawet kiedyś lektura ,,Cierpienia młodego Wertera" nikomu się nie spodobała, nauczyciele, wszyscy, mówili, że to była najgorsza i najgłupsza lektura, i tak ciężko się ją czytało, a dla mnie to była jedna z najlepszych lektur szkolnych, i żałowałam, że tak szybko ją przeczytałam, bo bardzo mi się podobała. Więc napisanie wypracowania na temat głupoty Wertera było dla mnie udręką.
- Akwarele to dla mnie najwyższa szkoła jazdy w malarstwie. Ale bywają świetni akwareliści. Juliusz Kossak, Julian Fałat. Szczęka mi opadła jak dowiedziałem się, że obrazy, które oglądałem to akwarele:) Olej wybacza błędy, zawsze można wszystko zamalować; akwarele nie są tak tolerancyjne. Pastel jest tutaj gdzieś po środku i jest łatwiejszy technicznie, stąd mój wybór. Czasem też szkic ołówkowy skanuję i koloruje na komputerze, też można osiągnąć ciekawe efekty, np. można włączać tekstury naturalne, powiedzmy wkleić rysunek prawdziwej trawy w miejsce, które w szkicu miało być trawnikiem, itd.
Lineartów nie znam, ale kojarzy mi się to z Secesją, Mucha i te sprawy, ewentualnie japońszczyzna, jak u Hokusaia ;) A malujesz cienkopisem "na czysto" czy najpierw szkic ołówkiem?
Maluję cienkopisem na czysto, ale te rysunki i tak lądują w śmieciach. Mało mam "dzieł", które zostawiłam. Chciałam rysować na komputerze, nawet myślałam o zakupie tabletu graficznego, bo bardzo mi się podobają rysunki tak graficznie pomalowane. :) Kiedyś coś próbowałam namalować akwarelami, ale właśnie coś mi nie wyszło i chciałam to zakryć, i było jeszcze gorzej. :D
- A co z tego sprawiało Ci przyjemność? Wiem już, że nie język polski:)
Nic, naprawdę. Lubiłam i wciąż lubię wf, a zwłaszcza wspólny z chłopakami (bo dziewczyny są bardzo delikatne...), jednak wf to nie jest przedmiot. Nie lubiłam szkoły i wciąż nie lubię. Więc żaden przedmiot nie sprawiał mi przyjemności, po prostu robiłam swoje obowiązki, uczyłam się i tyle, bez jakichkolwiek emocji i zaangażowania.
- Spokojnie, ja tylko tak chciałem uprzedzić, że jeśli bym się nie odzywał przez trochę dłuższy czas pomimo, że wątek nie wygasł, to żebyś nie brała tego do siebie--wydaje mi się, że jesteś takim typem wrażliwca, że tak mogłoby się zdarzyć. W Tatrach mamy zamiar udać się na początku m.in. do Morskiego Oka, żeby popatrzeć na Rysy. Mam nadzieję, że obejdzie się bez zagrożenia lawinowego, misiów i innych dodatkowych atrakcji;) Muszę też zarezerwować kolejkę na Kasprowy i parę innych rzeczy zapiąć na ostatni guzik;) Dobrej nocy.
Nie, nie, nie znamy się za dobrze, więc aż tak bym tego nie odebrała. ;) Życzę jeszcze raz miłego czasu i dobrego dnia. ;) -
8 lutego 2016, 21:59:52> To gratuluję, że idzie Ci coraz lepiej w łyżwiarstwie. :) I praca rąk jest faktycznie bardzo ważna podczas jazdy,
> to tak jak z piruetami, kiedy chcesz obracać się szybciej, ręce nie mogą latać na wszystkie strony, trzeba je przyciągnąć
> do siebie.
Zamówiłem sobie w weekend z Allegro książkę "Łyżwiarstwo szybkie i figurowe" - Osińskiego i Starosty (za 6zł ;) i "ABC łyżwiarstwa" z płytką DVD (za jakieś 10zł). Może tam będą szczegółowe wskazówki. A wczoraj dawałem już radę przekładać nogi z rękami opuszczonymi--musiałem się tylko jakby trochę bardziej wyprostować, zresztą sam jeszcze nie wiem dokładnie;)
> Nawet w balecie przy wszystkich obrotach, czy piruetach, jest inny układ rąk. Kiedyś kilka piruteów z baletu
> próbowałam wykonać, i wyszło mi dopiero wtedy, kiedy zauważywałam, że jedna ręka baletnicy jest przy klatce, druga w bok,
> i podczas obrotu to się zmienia, i potem prostuje, i dzięki temu piruet nawet mi wyszedł.
A masz do tego specjalne buciki/balerinki?
> Niestety nie umiem hamować tak typowo hokejowo. ;) Chciałabym się tego nauczyć, umiem tylko jedną nogą hamować z przodu bokiem,
> drugiej boję się dostawić, bo zawsze myślę, że stracę równowagę. ;)
Podobno trzeba się przy tym parę razy przewrócić. Popróbuję jak będzie mróz (za rok?), bo teraz na lodzie jest warstwa wody;)
> Niezła filozofia. Chyba sama zacznę w końcu ćwiczyć. Dla mnie dużym wysiłkiem jest wchodzenie po schodach, niestety.
Warto, szczególnie dla zdrowia, ale też i (jeżeli teraz nie uprawiasz sportu), będziesz bardziej zadowolona ze swojego ciała. Pewnie problem nosa nie zniknie--ja też nie wiem co ludzie myślą o mojej twarzy--ale ze swojej postawy (łopatki, kręgosłup), brzucha, pośladków (mięśnie pośladkowe), nawet ułożenia biustu (mięśnie piersiowe) powinnaś być bardziej zadowolona niż bez ćwiczeń;)
> Moja blizna jest długości 10 cm i 8 cm z niej jest szeroka, a pozostałe to cienka kreska, też widoczna, ale nie aż tak
> jak ta druga część. I jest stara, ma 4 lata. Próbowałam kremu Cepan, ale straszliwie śmierdział i nic nie pomógł. Teraz
> smaruję inną maścią, na razie nie ma żadnych efektów, ale mam nadzieję, że chociaż blizna "wtopi się" w skórę, żeby była
> niewidoczna, bo raczej w cienką kreskę się już nie przeistoczy.. A Ty smarowałeś jakimiś maściami? Jest szeroka i różowa,
> to bliznowiec? Podobno dobre są na takie blizny plastry silikonowe, ale są drogie.
Cepan to jest krem dość starej generacji, teraz są nowsze kremy, moja córka miała bliznę na skroni i stosowała chyba dermatix. Została tylko biała kreska, czasem trudno dostrzegalna. Moja blizna jest właśnie szeroka i różowa, bliznowiec. Ale już baaardzo stary. Wtedy używałem Cepana. W sumie, nie jestem kobietą, więc mi to tak nie przeszkadza, większym problemem jest po tej operacji łokcia utrudniona koordynacja lewej dłoni--np. katorgą jest dla mnie jedzenie nożem i widelcem, co w pewnych sytuacjach może budzić konsternację.:)
> Akurat z dopasowaniem się do towarzystwa, czy właśnie z odnalezieniem się w konwersacjach nie mam problemu. Nie lubię
> przebywać z ludźmi, ale umiem udawać. I też myślę, że się patrzą cały czas na mnie, na nos, na wszystko. Po prostu lubię
> być sama. Czuję się wtedy najlepiej. Nie wiem dokładnie czemu, taka już jestem.
To ja jestem takim przypadkiem, że wszystko zawsze muszę zanalizować do granic możliwości;) Ja też (już) umiem się odnaleźć w konwersacjach, ale męczy mnie wysoka koncentracja, jaką muszę utrzymywać w takim przypadku. Jeśli ją odpuszczę, to przestaję kontrolować przebieg rozmowy, jest dla mnie za szybka i zaczynam stać obok tego. Za to lubię być niekiedy w sytuacji pobocznego członka dyskusji, który jej nie prowadzi, a tylko od czasu do czasu wetnie się w jakiś fragment, który go zainteresował.
> To ja nawet jak mam zaplanowany jakiś referat lub coś takiego, jąkam się i zapominam połowy rzeczy, jakie miałam
> przygotowane. A jeśli muszę coś wygłosić przed szerszą publicznością (powyżej 5 osób) to robię się czerwona, jąkam się i
> bardzo drży mi jedna noga, a czasem i ręce, lub mam chwile dreszcze, ataki dreszczy. A chcę występować w teatrze, paradoks. ;)
Myślę, że niekoniecznie paradoks. Może masz małe doświadczenie w wystąpieniach "publicznych", ale z czasem można się tego nauczyć. Na poziomie profesjonalnym na pewno. Nie angażujesz się wtedy w relację z drugim człowiekiem/słuchaczem, ale traktujesz go zawodowo jak swojego "petenta/klienta". Oni wtedy nie oceniają Ciebie jako osoby, ale widzą Cię jakby jako fragment większej całości. Chyba nawet kiedyś czytałem wywiad z jednym ze znanych aktorów, który wspominał, że jest samotnikiem, ale umie prowadzić swój zawód właśnie dlatego, że istnieje dla niego granica między życiem prywatnym, a pracą.
> Jeszcze wtedy ze mną nie rozmawiała... Od razu mi napisała: "Hej, jesteś tą koleżanką Olka?" i po chwili: "Czemu jesteś
> introwertyczką? Olek mówił, że nie lubisz ludzi", więc to była nasza pierwsza rozmowa.
Wiesz jak to jest, zawsze trudno jest rozpocząć znajomość i często to wychodzi trochę kwadratowo. Może bardzo jej zależało na poznaniu Twojej opinii w jego sprawie, a bała się, że nie będziesz chciała z nią rozmawiać i chciała się ubezpieczyć na wypadek odmowy na zasadzie "rozumiem, w porządku"?
> Moje rozmowy z nim zawsze były poważne. I zawsze to on zaczynał rozmowę. Kiedy zaczął spotykać się z tą dziewczyną, to
> się zmienił, a może zawsze taki był, a przede mną kogoś udawał. Rozumiem, że związek zmienia ludzi, i że poświęca się swoich
> znajomych, przyjaciół dla partnera/partnerki, przykre, lecz prawdziwe. I nie przeszkadza mi to. Nie zależy mi tak bardzo na
> nim. Nawet cieszę się, że już do mnie nie pisze, bo miałam go dosyć.
Kiedy zaczął spotykać się z dziewczyną, na pewno zyskał poczucie wartości siebie samego. Nieśmiałe osoby zawsze uważają się za gorsze od innych, a tu nagle ładna (?) dziewczyna widzi w nim mistrza świata, to bardzo wzmacnia psychicznie. Pewne lęki mogły u niego prysnąć i rzeczywiście mógł się zmienić, przestać zachowywać się wobec innych jako ktoś gorszy, a zacząć ich traktować równorzędnie.
A na pewno cieszysz się, że nie pisze bo go miałaś dość czy jego pisanie teraz sprawia Ci ból, kiedy wiesz, że ma kogoś, kto jest dla niego ważniejszy, bo coś takiego jakby wyczuwam między wierszami?
> Rozmawialiśmy często o Biblii, demonach, życiu, i zawsze musiał dać mi do zrozumienia, że jest w tym lepszy. A właściwie
> to we wszystkim, czy to w polityce, która mnie nie interesuje, a i tak wysyłał mi teksty, zdjęcia, których nie rozumiałam
> i on o tym wiedział, tak samo też z historią wszystkich krajów. W każdej jego wiadomości dawał mi do zrozumienia, że jest
> ode mnie "mądrzejszy".
A może chciał po prostu dzielić z Tobą swoje pasje i próbował Ciebie nimi zainteresować? No i jak można pokazać, że jest się lepszym w rozmowie o życiu? ;) A w rozmowach o Biblii sypał z pamięci cytatami? ;)
> Nie pamiętam co tam jeszcze pisał, ale napisałam mu raz, żeby tak do mnie nie pisał, a on zachowywał się jeszcze gorzej
> zaczynając swe wypowiedzi od: "Oj Aniuu...".
Miło mi, Aniu ;) Przemek. (och, jak nie cierpię tego imienia;)
Ale może to nie była ironia z jego strony, tylko chciał obrócić napięcie w żart "nie gniewaj się, spróbuj spojrzeć na to na luzie"?
> Albo i to koniec. Bez pożegnania. Trudno. Tylko szkoda moich tajemnic, o których wie obca mi osoba i być može ktoś jeszcze...
Nie sądzę, żeby opowiadał swojej dziewczynie o waszych osobistych rozmowach. Po co miałby to robić? Partnerka w związku nie lubi raczej wysłuchiwać o zażyłych relacjach z kobietami, które jej partner znał wcześniej:) Ona chce być dla niego jedyną bliską osobą na świecie, więc on nie będzie się afiszować tym co was łączyło. Może coś powiedzieć ogólnego, jak o introwersji, ale to chyba na tyle.
> I dobry pomysł. Może też Bóg chce, by ci pogrążeni w cierpieniach, wspierali się, by właśnie zmniejszyć cierpienie innych.
I żeby sumarycznie na świecie było mniej cierpienia, przynajmniej tego wielkiego.
> Też przyznaję, że nie przeczytałam całej Biblii. Jeszcze nie, bo na pewno przeczytam.
To polecam zacząć właśnie od jakichś opracowań, żeby mieć całościowy ogląd "fabuły", a potem doczytać szczegóły i zwrócić uwagę na drobiazgi istotne szczególnie już dla Ciebie.
> No tak, Allah Akbar - Bóg jedyny, Bóg wielki. Kiedyś czytałam coś o Mahomecie, że zainteresowany był Biblią, chciał innych
> nawrócić, ale początkowo mu się to nie udało, dopiero po jego śmierci lud zaczął wierzyć w przedstawione przez niego treści.
> I tak, te walki..
Właściwie to jeszcze przed śmiercią. Początkowo jak próbował nawracać Mekkeńczyków, to go wygnali i dostał się (po perypetiach) do Medyny, gdzie zresztą go godnie przyjęli Żydzi. Jednak Żydzi nie chcieli nowej wiary i Mahomet zrobił sobie z nich także wrogów. Potem latami walczył o Mekkę, aż w końcu ją, na pół cudem, zdobył. Co ciekawe, ci Mekkeńczycy, którzy mu się wtedy już "pokłonili pod ostrzem miecza"--ród Umajjadów--oni zostali później twórcami islamu sunnickiego, kalifami, a szyici, którzy chcieli na kalifa Alego, męża córki Mahometa, utrzymali się tylko w okolicach Persji...
Jeśli masz ochotę, to mogę polecić parę książek z tego tematu, mnie chyba najłatwiej czytało się "Co tak naprawdę mówi Koran" M. Elassa (pastor, wychowany w muzułmańskiej rodzinie, prowadzi chrześcijanina po Koranie na zasadzie pokazywania analogii i różnic z chrześcijaństwem), a także "Opowieści Koranu" Daneckiego (tu wiele opisów wojen Mahometa).
> Astronautką, ale fizyki na szczeście już się nie uczę, tylko hobbystycznie przeglądam sobie gwiazdy, planety. ;) I
> tak to jest niemożliwe do spełnienia marzenie, Kosmosem zawsze będę się interesować, i chciałabym kiedyś obejrzeć go z
> bliska, poznać Wszechświat... ale to i tak się nie spełni.
Dlaczego nie? :) Nie możesz tak pesymistycznie podchodzić do marzeń :) Marzenia mają szansę się spełnić tylko wtedy gdy w to wierzysz i próbujesz to osiągnąć. No to teraz cel: zakup teleskopu z montażem i jazda na nocne sesje z niebem:) Albo zestaw do astrofotografii, to też teraz jest coraz bardziej osiągalne dla każdego amatora. Ja kiedyś sobie zakupiłem zestaw ZRT-450M, z astro-obiektywami, niestety bez montażu paralaktycznego, ale niestety dopóki dzieci nie podrosną, nie mam za bardzo możliwości wychodzić wieczorem na dwór. A interesują Cię bardziej planety czy gwiazdy i obiekty "głębokiego kosmosu"--mgławice, galaktyki, a może źródła rentgenowskie, mikrofalowe, planety pozasłoneczne, itd?
A i chciałem Ci też powiedzieć, że nawet uczniowie jakiegoś liceum za granicą wysłali kamerkę na balonie do stratosfery:) Więc to jest realne i nawet do zrobienia, żebyś sama wykonała zdjęcie/film z "krawędzi kosmosu" :)
> Do zawodu architekta. Kiedy tylko widzę linijkę, mam ochotę połamać ją na pół, bo kojarzy mi się już tylko z projektowaniem,
> czego szczerze nienawidzę. Na zmianę szkoły jest jednak za późno. Na wszystko jest za późno. Dla mnie.
Ale za to jest to pewien rodzaj pracy twórczej ;) No i widzę często studentów architektury, którzy szkicują architekturę ołówkiem na zajęciach, więc jest też trochę rysowania:) No i nie jest za późno, z pewnością nie na wszystko--nawet jeśli skończysz architekturę, możesz podjąć studia (np. podyplomowe) z czegoś innego, zgodnego z "głosem serca":).
>> ,,A mnie się zdarzało podłożyć głos do dwóch bajek, które udźwiękowiłem dla moich córek;) Niestety, widzowie na YouTube
>> nie byli zbyt zachwyceni moim głosem;)"
> Ważne, że Twoje córki miały co oglądać. :D
Też tak na to patrzę ;) Zresztą jedna z tych niepochlebnych opinii jednak się poprawiła i powiedziała po czasie "Jednak mimo wszystko dziękuję za ten film, do głosu dało się przyzwyczaić" ;)
A Ty nie chciałabyś się z czymś takim zmierzyć? Np. mnie zabrakło czasu na zrobienie polskiej wersji filmu o Ronji (według powieści Astrid Lindgren)--jest filmik dostępny na YT, jest wersja z angielskimi napisami, kwestia przetłumaczenia napisów na polski i odczytania ich do mikrofonu/nagrania ścieżki lektora. Co Ty na to? :)
> Lubię śpiewać, nie wiem, czy umiem. Moja siostra powiedziała mi raz, że śpiewam jak, zacytuję:
> ,,Śpiewasz jak księżniczki z bajek Disney'a... czyli brzydko"...
E tam, księżniczką z bajek Disney'a była kiedyś chyba nawet nasza wielka diwa Edyta Górniak:) (piosenka do Pocahontas)
> Alpinizm. Nie mam lęku wysokości, tak mi się wydaje, bo ostatnio wspinałam się po skałkach będąc małym dzieckiem.
> A że moi rodzice ciągną mnie co roku nad morze, bo nie lubią gór, to nigdy nawet nie miałam okazji, by się powspinać.
> To jest takie moje, jakby to nazwać, dziecinne marzenie, nie wiem czy jest to moją pasją, ale tak bardzo chciałabym się
> wspinać i podziwiam ten sport tak bardzo. Chciałam się kiedyś zapisać na zajęcia ze wspinaczki, ale znalazłam te tylko dla
> dzieci do 12. roku życia. Zresztą pewnie są drogie. Więc też odpada. Zupełnie jak astronautka...
No co Ty?
Nie ma zajęć na ściankach wspinaczkowych, gdzie mogliby ćwiczyć dorośli? Od tego bym zaczął, a potem, kiedy byś już tam kogoś poznała i opanowała korzystanie ze sprzętu wspinaczkowego, wyjazd w góry na jakieś małe skałki na początku (lepiej z kimś). Na przykład w Wiśle są takie małe skałki na Kobylej--można spokojnie sobie rozwiesić liny do asekuracji na szczycie, zejść bokiem po ścieżce i bezpiecznie uczyć się wspinaczki.:)
> Nigdy nie słyszałam o mitologii słowiańskiej, a może mi się coś o uszy obiło, ale nie pamiętam. Na pewno więc przeczytam. :)
Polecam na początek książkę Szyjewskiego:) Najbardziej znana jest wprawdzie książka Gieysztora, ale czyta się dość trudno, przeciętny czytelnik zamiast mitów dostaje tam rozważania nad etymologią nazw, rozstrząsanie różnych wariantów interpretacyjnych (np. ruski, irański, germański), triady Dumezila, itd., co może być zniechęcające. Szyjewski prowadzi wykład bardziej na poziomie popularnym i dlatego warto zacząć od niego, żeby nabrać ogólnego wyobrażenia o sprawie.
Główne bóstwa: Perun, Weles (tych dwoje głównych antagonistów znamy z ruskiej kroniki Nestora), Swaróg, Dadźbóg, Mokosz, itd. Niestety, do czasów dzisiejszych zachowało się bardzo niewiele, bo Słowianie w tych czasach nie znali pisma... w odróżnieniu np. od Greków czy Rzymian, czy nawet Germanów, którzy zachowali na dłużej wierzenia w okresie podboju chrześcijańskiego (wtedy poznali pismo).
> Myślałam kiedyś nad dziennikarstwem. W gimnazjum nawet chodziłam na zajęcia dziennikarskie, które bardzo mi się podobały,
> ale dyrektor niestety szybko usunął te zajęcia. Jednak dużo jest dziennikarzy, a ja z kolei choć czepiam się o każdy błąd
> ortograficzny, graficzny, czy jakikolwiek inny językowy, to nienawidzę języka polskiego. Lubię wymyślać, tworzyć, ale nie
> pisać coś na siłę.
Można powiedzieć, że w każdym zawodzie jest konkurencja, ale ludzi, którzy mają do niego serce jest nie tak znowu wiele, więc ktoś dobry zbuduje w końcu karierę. I co to znaczy, że nienawidzisz języka polskiego?
> Szkicuję, kredek niezbyt lubię, lubię też rysować cienkopisami, linearty czy jakoś tak. I maluję farbami plakatowymi,
> bo z akwarelami jeszcze się nie zaprzyjaźniłam. Ale nie, rysuję i maluję bardzo rzadko, więc praca grafika to nie dla mnie.
Akwarele to dla mnie najwyższa szkoła jazdy w malarstwie. Ale bywają świetni akwareliści. Juliusz Kossak, Julian Fałat. Szczęka mi opadła jak dowiedziałem się, że obrazy, które oglądałem to akwarele:) Olej wybacza błędy, zawsze można wszystko zamalować; akwarele nie są tak tolerancyjne. Pastel jest tutaj gdzieś po środku i jest łatwiejszy technicznie, stąd mój wybór. Czasem też szkic ołówkowy skanuję i koloruje na komputerze, też można osiągnąć ciekawe efekty, np. można włączać tekstury naturalne, powiedzmy wkleić rysunek prawdziwej trawy w miejsce, które w szkicu miało być trawnikiem, itd.
Lineartów nie znam, ale kojarzy mi się to z Secesją, Mucha i te sprawy, ewentualnie japońszczyzna, jak u Hokusaia ;) A malujesz cienkopisem "na czysto" czy najpierw szkic ołówkiem?
> Właściwie to w szkole byłam dobra we wszystkich przedmiotach oprócz historii, chemii i fizyki. Nic innego nie sprawiało
> mi trudności, a jak z czymś miałam problem, to zawsze sama się nauczyłam, zrozumiałam.
A co z tego sprawiało Ci przyjemność? Wiem już, że nie język polski:)
> W porządku, wątpię też, byśmy korespondowali tu ze sobą całą wieczność. ;) Ja zresztą nie odpisywałam chyba już kilka dni,
> miałam trochę rzeczy na głowie, a zwykle pisanie tutaj zajmuje mi więcej niż godzinę. :D Życzę Ci i Twoim córkom miłego
> pobytu w Tatrach. :)
Spokojnie, ja tylko tak chciałem uprzedzić, że jeśli bym się nie odzywał przez trochę dłuższy czas pomimo, że wątek nie wygasł, to żebyś nie brała tego do siebie--wydaje mi się, że jesteś takim typem wrażliwca, że tak mogłoby się zdarzyć. W Tatrach mamy zamiar udać się na początku m.in. do Morskiego Oka, żeby popatrzeć na Rysy. Mam nadzieję, że obejdzie się bez zagrożenia lawinowego, misiów i innych dodatkowych atrakcji;) Muszę też zarezerwować kolejkę na Kasprowy i parę innych rzeczy zapiąć na ostatni guzik;) Dobrej nocy. -
8 lutego 2016, 02:43:25To gratuluję, że idzie Ci coraz lepiej w łyżwiarstwie. :) I praca rąk jest faktycznie bardzo ważna podczas jazdy, to tak jak z piruetami, kiedy chcesz obracać się szybciej, ręce nie mogą latać na wszystkie strony, trzeba je przyciągnąć do siebie. Nawet w balecie przy wszystkich obrotach, czy piruetach, jest inny układ rąk. Kiedyś kilka piruteów z baletu próbowałam wykonać, i wyszło mi dopiero wtedy, kiedy zauważywałam, że jedna ręka baletnicy jest przy klatce, druga w bok, i podczas obrotu to się zmienia, i potem prostuje, i dzięki temu piruet nawet mi wyszedł. Niestety nie umiem hamować tak typowo hokejowo. ;) Chciałabym się tego nauczyć, umiem tylko jedną nogą hamować z przodu bokiem, drugiej boję się dostawić, bo zawsze myślę, że stracę równowagę. ;)
Niezła filozofia. Chyba sama zacznę w końcu ćwiczyć. Dla mnie dużym wysiłkiem jest wchodzenie po schodach, niestety.
Moja blizna jest długości 10 cm i 8 cm z niej jest szeroka, a pozostałe to cienka kreska, też widoczna, ale nie aż tak jak ta druga część. I jest stara, ma 4 lata. Próbowałam kremu Cepan, ale straszliwie śmierdział i nic nie pomógł. Teraz smaruję inną maścią, na razie nie ma żadnych efektów, ale mam nadzieję, że chociaż blizna "wtopi się" w skórę, żeby była niewidoczna, bo raczej w cienką kreskę się już nie przeistoczy.. A Ty smarowałeś jakimiś maściami? Jest szeroka i różowa, to bliznowiec? Podobno dobre są na takie blizny plastry silikonowe, ale są drogie.
Akurat z dopasowaniem się do towarzystwa, czy właśnie z odnalezieniem się w konwersacjach nie mam problemu. Nie lubię przebywać z ludźmi, ale umiem udawać. I też myślę, że się patrzą cały czas na mnie, na nos, na wszystko. Po prostu lubię być sama. Czuję się wtedy najlepiej. Nie wiem dokładnie czemu, taka już jestem.
To ja nawet jak mam zaplanowany jakiś referat lub coś takiego, jąkam się i zapominam połowy rzeczy, jakie miałam przygotowane. A jeśli muszę coś wygłosić przed szerszą publicznością (powyżej 5 osób) to robię się czerwona, jąkam się i bardzo drży mi jedna noga, a czasem i ręce, lub mam chwile dreszcze, ataki dreszczy. A chcę występować w teatrze, paradoks. ;)
,,Ja w tym pytaniu "czemu jesteś introwertyczką" widzę wręcz, że chyba była zdziwiona, bo umiała z Tobą rozmawiać i nie rozumie dlaczego się wycofujesz od innych."
Jeszcze wtedy ze mną nie rozmawiała... Od razu mi napisała: "Hej, jesteś tą koleżanką Olka?" i po chwili: "Czemu jesteś introwertyczką? Olek mówił, że nie lubisz ludzi", więc to była nasza pierwsza rozmowa.
Moje rozmowy z nim zawsze były poważne. I zawsze to on zaczynał rozmowę. Kiedy zaczął spotykać się z tą dziewczyną, to się zmienił, a może zawsze taki był, a przede mną kogoś udawał. Rozumiem, że związek zmienia ludzi, i że poświęca się swoich znajomych, przyjaciół dla partnera/partnerki, przykre, lecz prawdziwe. I nie przeszkadza mi to. Nie zależy mi tak bardzo na nim. Nawet cieszę się, że już do mnie nie pisze, bo miałam go dosyć. Rozmawialiśmy często o Biblii, demonach, życiu, i zawsze musiał dać mi do zrozumienia, że jest w tym lepszy. A właściwie to we wszystkim, czy to w polityce, która mnie nie interesuje, a i tak wysyłał mi teksty, zdjęcia, których nie rozumiałam i on o tym wiedział, tak samo też z historią wszystkich krajów. W każdej jego wiadomości dawał mi do zrozumienia, że jest ode mnie "mądrzejszy". Nie pamiętam co tam jeszcze pisał, ale napisałam mu raz, żeby tak do mnie nie pisał, a on zachowywał się jeszcze gorzej zaczynając swe wypowiedzi od: "Oj Aniuu...". Więc cieszę się bardzo, że już do siebie nie piszemy, choć pewnie kiedyś i tak się odezwie, bo też wyznał mi wiele sekretów, też miał myśli samobójcze, i zawsze do mnie wtedy dzwonił... Albo i to koniec. Bez pożegnania. Trudno. Tylko szkoda moich tajemnic, o których wie obca mi osoba i być može ktoś jeszcze... I nie, nie, w życiu bym nie chciała się do niego bardziej zbližyć, nie wytrzymałabym z kimś takim, i on nie wytrzymałby ze mną.
Nie jesteś w piekle, choć życie sprawia takie pozory. Może masz rację, co do cierpienia, w końcu czasem bywa, że cierpienie innych komuś pomaga. I Ty stałeś się wrażliwszy, jesteś teraz kim jesteś, i ja dzięki cierpieniom mam swoje plany i marzenia, jestem jaka jestem. Wszystkich cierpienie czegoś uczy. Teraz nie potrafiłabym wyobrazić sobie siebie na jakiejś wielkiej imprezie. Cieszę się, że takie życie ułożył mi Bóg, czasem boli, ale to nic. I dobry pomysł. Może też Bóg chce, by ci pogrążeni w cierpieniach, wspierali się, by właśnie zmniejszyć cierpienie innych.
Też przyznaję, że nie przeczytałam całej Biblii. Jeszcze nie, bo na pewno przeczytam. No tak, Allah Akbar - Bóg jedyny, Bóg wielki. Kiedyś czytałam coś o Mahomecie, że zainteresowany był Biblią, chciał innych nawrócić, ale początkowo mu się to nie udało, dopiero po jego śmierci lud zaczął wierzyć w przedstawione przez niego treści. I tak, te walki..
Astronautką, ale fizyki na szczeście już się nie uczę, tylko hobbystycznie przeglądam sobie gwiazdy, planety. ;) I tak to jest niemożliwe do spełnienia marzenie, Kosmosem zawsze będę się interesować, i chciałabym kiedyś obejrzeć go z bliska, poznać Wszechświat... ale to i tak się nie spełni.
Do zawodu architekta. Kiedy tylko widzę linijkę, mam ochotę połamać ją na pół, bo kojarzy mi się już tylko z projektowaniem, czego szczerze nienawidzę. Na zmianę szkoły jest jednak za późno. Na wszystko jest za późno. Dla mnie.
,,A mnie się zdarzało podłożyć głos do dwóch bajek, które udźwiękowiłem dla moich córek;) Niestety, widzowie na YouTube nie byli zbyt zachwyceni moim głosem;)"
Ważne, że Twoje córki miały co oglądać. :D
Lubię śpiewać, nie wiem, czy umiem. Moja siostra powiedziała mi raz, że śpiewam jak, zacytuję:
,,Śpiewasz jak księżniczki z bajek Disney'a... czyli brzydko"...
>Taternictwo, alpinizm, himalaizm czy zwykła turystyka górska? Nie masz lęku wysokości? (ja mam)
Jakieś perci masz już na koncie?
Alpinizm. Nie mam lęku wysokości, tak mi się wydaje, bo ostatnio wspinałam się po skałkach będąc małym dzieckiem. A że moi rodzice ciągną mnie co roku nad morze, bo nie lubią gór, to nigdy nawet nie miałam okazji, by się powspinać. To jest takie moje, jakby to nazwać, dziecinne marzenie, nie wiem czy jest to moją pasją, ale tak bardzo chciałabym się wspinać i podziwiam ten sport tak bardzo. Chciałam się kiedyś zapisać na zajęcia ze wspinaczki, ale znalazłam te tylko dla dzieci do 12. roku życia. Zresztą pewnie są drogie. Więc też odpada. Zupełnie jak astronautka...
Nigdy nie słyszałam o mitologii słowiańskiej, a może mi się coś o uszy obiło, ale nie pamiętam. Na pewno więc przeczytam. :)
Myślałam kiedyś nad dziennikarstwem. W gimnazjum nawet chodziłam na zajęcia dziennikarskie, które bardzo mi się podobały, ale dyrektor niestety szybko usunął te zajęcia. Jednak dużo jest dziennikarzy, a ja z kolei choć czepiam się o każdy błąd ortograficzny, graficzny, czy jakikolwiek inny językowy, to nienawidzę języka polskiego. Lubię wymyślać, tworzyć, ale nie pisać coś na siłę.
Szkicuję, kredek niezbyt lubię, lubię też rysować cienkopisami, linearty czy jakoś tak. I maluję farbami plakatowymi, bo z akwarelami jeszcze się nie zaprzyjaźniłam. Ale nie, rysuję i maluję bardzo rzadko, więc praca grafika to nie dla mnie.
Właściwie to w szkole byłam dobra we wszystkich przedmiotach oprócz historii, chemii i fizyki. Nic innego nie sprawiało mi trudności, a jak z czymś miałam problem, to zawsze sama się nauczyłam, zrozumiałam.
Dziękuję za podsunięcie tylu pomysłów, jednak to wszystko jest dla mnie hobbym, jak już wspominałam wiele razy - jest już za późno na wybranie odpowiedniej drgi. Zresztą architekci są potrzebni. A pisarz, artysta już mniej, niestety.
W porządku, wątpię też, byśmy korespondowali tu ze sobą całą wieczność. ;) Ja zresztą nie odpisywałam chyba już kilka dni, miałam trochę rzeczy na głowie, a zwykle pisanie tutaj zajmuje mi więcej niż godzinę. :D Życzę Ci i Twoim córkom miłego pobytu w Tatrach. :) -
6 lutego 2016, 20:50:45> Naucz się na łyżwach beczki do przodu, to taki slalom, rozchylasz nogi i wracasz, rozchylasz i wracasz, i tak
> jeździsz bez odrywania nóg od lodu, wtedy łatwiej jest się nauczyć jeździć do tyłu, bo jak próbuje się po tym do
> tyłu to robi się na początku tak samo jak do przodu, czyli beczkę, i potem przerzuca się na slalom po jednej stronie,
> czyli operujesz jedną nogą do tyłu, odpychasz się nią, i druga jest jakby przy niej. Mam nadzieję, że jakoś sprawnie
> to wytłumaczyłam, mnie w każdym razie ten sposób pomógł w jeżdżeniu do tyłu, co prawda nie wygląda to za dobrze, nie
> jest pełne gracji, ale odpycham się na lodzie do tyłu, to zawsze coś. ;) A to właśnie jest to "rozjechanie" nóg, nie
> doczytałam, więc to jest konieczne do jeżdżenia tyłem. Kilka(naście) ćwiczeń i się nauczysz. ;)
Dzisiaj znowu poćwiczyłem i udało mi się tymi beczkami/cebulkami objechać lodowisko do przodu, do tyłu mi szło trochę gorzej, bo zrobiłem kilka takich beczek, w tym dwie pod rząd--czuję już o co chodzi, ale muszę to zoptymalizować:) Problem polegał na tym, że za mało się rozjeżdżałem i przez to miałem łyżwy ustawione pod zbyt małym kątem i potrzeba było za dużej siły na ich ściągnięcie. Szerszy rozjazd załatwił sprawę. Były też małe postępy z przekładanką--gdzieś na jakimś filmiku w internecie poradzili, żeby (jadąc w lewo) wystawić prawą rękę do przodu, a lewą do boku--poprawiło to mi stabilność i udało mi się nawet po raz pierwszy prawdziwie skrzyżować przednią nogę:) Ale nie wyobrażam sobie jeszcze jak to robić na luzie z rękami na plecach:) A umiesz hamować, ustawiając obie łyżwy prostopadle do kieurnku jazdy? Też tego nie potrafię, a chętnie bym się nauczył ;)
> To dobrze, jeśli jest lepiej z Twoim sercem podczas takich regularnych treningów. Znam kilka osób, które mają
> lekkie problemy z sercem i unikają sportu jak ognia. A takie treningi mogą im wyjść na dobre, właśnie jak Tobie.
Ja mam pod tym względem taką filozofię, że bez sportu w krótkim czasie wielkim wysiłkiem stałyby się dla mnie po prostu codzienne czynności, np. wchodzenie po schodach. Efekt ten sam--obciążone serce, jak przy treningu. To ja już wolę te serce od czasu do czasu obciążyć sportem, przy tętnie poniżej maksymalnego, a w życiu codziennym zachować dobrą formę i nigdy nie dochodzić do momentu nadmiernego obciążenia serca. Żyję tym trybem już długo i póki co nic się złego nie dzieje.
> A blizna nie przeszkadza mi w pływaniu, chociaż jak byłam niedawno na basenie to gdy wyszłam z wody, wokół blizny
> były lekko czerwone plamy, ale nie szczypało mnie ani nic podobnego, no i oczywiście blizna była sina, ale to
> normalne. Jednak jest widoczna, i na zawodach dla amatorów nie chciałabym się z nią pokazać. ;) Może kiedyś zniknie,
> a wtedy częściej chodziłabym na basen.
Jest bardzo dużo kremów na blizny. Nie wiem czy Twoja jest świeża czy już starsza, ale ostatecznie można to doprowadzić do stanu cienkiej białej kreseczki. Ja za to mam paskudną bliznę na łokciu, ma nawet niedużą długość, bo jakieś 7cm, ale jest bardzo szeroka i różowa:( Od dzieciństwa po operacji źle nastawionego łokcia, raczej z tym nic się już nie zrobi.
> Chyba w sklepach i spotkaniach przeżywam to samo co w autobusie. Fobia, lęk, nie wiem, będą sama czuję się
Ale to jest tak, że nie potrafisz, tak jak mówiłaś, wytrzymać spojrzeń innych ludzi, myślisz, że patrzą na Twój nos, czy raczej chodzi o to, że nie potrafisz się odnaleźć w konwersacji, w relacjach międzyludzkich?
> najlepiej, kontaktować się z kimś mogę przez wiadomości takie jak na przykład tutaj, wirtualnie, lub listowo.
> Uwielbiam pisać, słyszeć w głowie swoje słowa, które są płynne, i mogę się spokojnie zastanowić nad wszystkim, co tu
> wypiszę. Na spotkaniach czasem się jąkam, zapominam słów (to często się u mnie zdarza), nie umiem ich dobrać, nie to
> co przy pisaniu, gdzie od razu w myślach mam ułożone pięknie kolejne zdania.
No to ja mam podobnie, w prawdziwej rozmowie zwykle zbyt wiele czasu mi zajmuje właściwe sformułowanie myśli, więc nie mogę za bardzo rozwinąć skrzydeł. Ale próbuję ;) Staram się nie zamykać w wirtualnym świecie, bo to jest droga do samotności, którą już przerabiałem. Jąkanie i deformowanie słów też mi się zdarza, a co ciekawe, nie jąkam się jak mam np. do zrobienia jakiś wykład lub coś podobnego. Czyli w przypadku, gdzie mam wcześniej zaplanowane, o czym mówię, ale nie tylko, bo jak ktoś mi wtedy zada pytanie, daję radę. Wygląda na to, że radzę sobie w rozmowie, w której nie jest potrzebna retrospekcja wewnętrznego stanu ducha.:)
> Kiedyś się otworzyłam pewnej osobie, myślałam, że jest taka sama jak ja, i ta osoba (precyzując mój kolega z dawnej
> szkoły, z którym nie rozmawiałam nigdy w szkole i poza nią, aż po zakończeniu szkoły do mnie napisał z życzeniami i
> okazało się, że mamy wiele wspólnego, do kiedyś...) często mówiła mi, że jestem jej bratnią duszą, i choć tak nie
> uważałam (jetem ostrożna, nie przywiązuję się za bardzo do innych), to jednak myślałam, że więc jestem dla kogoś
> ważna, że ktoś mnie rozumie i ja go też rozumiem. Powiedziałam mu wiele rzeczy o sobie, czego teraz żałuję, i choć się
> kłóciliśmy, to jednak jakoś się zawsze dogadywaliśmy. Niestety on zaczął zachowywać się inaczej, często mędrkował,
> wywyższał się w swoich poglądach, teoriach, i często mnie poniżał. Znalazł sobie dziewczynę, którą miałam okazję
> poznać, jest miła całkiem, ale nie różni się za bardzo od tych wszystkich dziewczyn, co publikują swoje życie w
> portalach społecznościowych. Kontakt się urwał między mną a tym kolegą, a jego dziewczyna pisze do mnie, kiedy ma
> jakiś problem (często z jej chłopakiem), i czy mogłabym jej pomóc, dać jakąś radę. Nawet kiedyś pisałyśmy ze sobą 2
> godziny, bo chciała wiedzieć prawie wszystko o swoim chłopaku, moim koledze. A i on powiedział o mnie jej wszystko, i
> ona kilka razy się mnie pytała wprost: "Czemu jesteś introwertyczką?", "Dlaczego to i tamto?", co mnie bardzo
> wkurzyło.
Ale co jest tak naprawdę złego w byciu introwertyczką? Przecież nie jest to obelga, a jeśli otoczenie rozumie lepiej Twój charakter, to może będzie się lepiej umiało z Tobą porozumieć? No chyba, że zdradził jakieś bardzo osobiste sekrety... Ja w tym pytaniu "czemu jesteś introwertyczką" widzę wręcz, że chyba była zdziwiona, bo umiała z Tobą rozmawiać i nie rozumie dlaczego się wycofujesz od innych.
Że kontakt się urwał w momencie gdy poznał dziewczynę, to rozumiem. Bliska więź między kobietą i mężczyzną powinna występować między dwójką osób, więc kiedy był już z nią, mógł odbierać bliskie relacje z Tobą jako brak wierności/lojalności wobec niej albo coś w tym rodzaju. Że była to dziewczyna "typowa"... A wiesz jak trudno jest ośmielić dziewczynę nieśmiałą, samemu będąc nieśmiałym? Mnie to w sumie nie dziwi. Może szkoda, że nie spróbowaliście się zbliżyć bardziej do siebie kiedy byliście sobie bliscy? A na czym w ogóle polegało to jego mędrkowanie i poniżanie? Dałaś mu wtedy do zrozumienia, że sprawia Ci przykrość?
> Dlatego nie chcę się otwierać nikomu, chyba że anonimowo nieznajomemu ;), rodzinie (choć ich niestety kilka razy
> okłamałam, ale to dlatego, by się nie martwili), lub przyjacielowi, którego znałabym minimum kilka lat i naprawdę,
> naprawdę, naprawdę mu ufała. Kiedyś też miałama wirtualną przyjaciółkę, pisałyśmy do siebie codziennie, dzień w dzień,
> e-maile przez 3 lata o absolutnie wszystkim, o każdym naszym problemie, i ona o wszystkim mi mówiła, i ja jej, aż
> nagle urwała kontakt. Nie odzywała się do mnie, po 2 latach napisała wiadomość z przeprosinami, wybaczyłam jej,
> pisałyśmy ze sobą kilka dni, i znowu mnie opuściła, minął rok, cóż.
To często w życiu tak bywa, niestety. Życie ma dla nas kolejne rozdziały, które się otwierają i czasem brakuje czasu, który poświęcaliśmy dawniej przyjaciołom. Szczególnie często zdarza się to kiedy ktoś stwarza jakiś związek i zaczyna wiele czasu poświęcać partnerowi (to chyba przypadek Twojego kolegi ze szkoły), drugi przypadek to urodzenie dziecka, ewentualnie podjęcie trudnej pracy, różnie bywa. Wtedy mimo, że ktoś może wciąż pragnąć kontaktu ze starymi przyjaciółmi, brakuje mu czasu i sił, żeby pielęgnować te znajomości w należyty sposób... Zaczyna się odkładanie na później "dziś jestem zmęczony, odezwę się jutro", potem jeszcze później, itd. Jest to przykre, ale z drugiej strony, dopóki nie wynika to ze złej woli, ja nie mam tego nikomu za złe.
> O, chyba też tak zacznę pisać, bo odpisywałam kiedyś: "Nic", wydawało mi się, źe to dobra odpowiedź na uniknięcie
> dalszej konwersacji, jednak po tym zawsze dostałam wiadomość: "Jak to nic?", a potem: "Co porabiasz?". Albo pisałam:
> "Jeszcze żyję", lecz wtedy było: "Co się stało?! Mów". Więc dobrym rozwiązaniem teź jest odpisanie: "Dobrze, a u
> ciebie?", -Dobrze, co porabiasz?, "Czytam książkę, a ty?", -Jem. I rozmowa zakończona. ;)
Teraz to mi brakuje zdania, od którego rozpoczęła się ta wymiana zdań między wami:)
> Tak, zastanawia mnie czemu inni są tacy, inni tacy, tamci szczęśliwsi, a ci niemający niczego. Nie szukam sensu w
> życiu, szukam sensu życia, po co ono jest, czy jest to próba dla człowieka, przystanek, a może to jest właśnie raj,
Szczerze mówiąc, ja czasem się zastanawiam czy to może ja umarłem w tamtym wypadku i jestem w piekle...
> właściwie był rajem, póki wymy§lono technologię, wybudowano wielkie domy, stworzono pieniądze, zgarnięto wszystko, co
> było niegdyś darmowe i dostępne dla wszystkich. Mówię i piszę, że wierzę w Boga. Chcę wierzyć, lecz obawiam się, że
> wcale nie wierzę, że się poddałam. Kiedyś zawzięcie szukałam odpowiedzi, czytałam różne artykuły, rozmawiałam z
> Jezusem, a teraz to wszystko straciło sens w moich oczach i nie wiem co jest tego przyczyną. Jeśli jest Bóg, jest,
> musi być, to jest Miłością, wiem, że przygarnie do siebie każdego grzesznika, w to wierzę, ale czemu ten człowiek nie
> ma ręki, a ten jest niewidomy, to właśnie na te rzeczy staram się szukać odpowiedzi, i jej nie znajduję, i przez to
> cierpię, przez to cierpi moja wiara.
Ja tych pytań nie stawiam, człowiek z definicji nie jest w stanie ogarnąć planu Boga. Znamy tylko fragment naszego istnienia, którego doświadczamy tutaj, na Ziemi. Co jest później? Czy pewne złe rzeczy, których doświadczamy na Ziemi przekładają się na lepsze nasze życie później? Czy może nasze cierpienie pomaga w jakiś sposób innym? Ja po śmierci mojej żony stałem się wrażliwszy na cierpienia innych. Planuję nawiązać kontakt z IES w Krakowie, żeby wprowadzić uzupełnienia do "Vademecum biegłego sądowego"... Może to zmniejszy cierpienia innych? Może to była ta ziemska część sensu tej śmierci? A co w drugim życiu? Nie mam pojęcia. Nie mam, więc nie mogę zbudować żadnego rozumowania, mogę tylko wierzyć w dobroć i sprawiedliwość Boga.
> Do Kościoła też nie chodzę, już dawno przestałam chodzić, z tego samego powodu co Ty, i te wszystkie modlitwy, święte
> księgi - nie wiem czy są prawdziwe, skoro pisane były przez tylu ludzi, każdy dodawał coś od siebie, przez to każdy
> mówi, że Biblia to zbiór metafor i wszyscy interpretujemy je inaczej,
A czytałaś Biblię? Ja się przyznam, że całej nie czytałem. Czytałem Wangerina "Najpiękniejsze opowieści biblijne", kiedyś też czytałem jedną z "Biblii dla dzieci", a więc pewnego rodzaju opracowania, a rozszerzałem u źródła te rzeczy, które najbardziej mnie zaciekawiły. Ale Biblia jest dla mnie autorytetem w sprawach wiary. Na przykład Biblia sprawiła, że poradziłem sobie z uczuciem "zdrady", jeśli chciałbym ułożyć sobie życie na nowo (Mt 22,23 - "Sprawa zmartwychwstania").
Oczywiście, mógłbym tworzyć sobie swoją własną wewnętrzną religię, ale obawiam się, że byłaby ona wypaczona uczuciami i nadmiernie restrykcyjna. Wolę trzymać się kanonu, wydaje mi się to zdroworozsądkowo najlepszą decyzję odnośnie wiary.
> właśnie to widać po wyznawcach Allaha, którzy mają swoją interpretację jak widać.
A wiesz co znaczy Allah po arabsku?:) "Bóg jedyny". Islam powstał pod silnym wpływem chrześcijaństwa, ale Mahomet nie posiadał pełnych informacji o treściach biblijnych i wypełnił je miejscami po swojemu, a poza tym wiele fragmentów Koranu, niestety, objęło opisy wojen Mahometa z pogańską Mekką. Stąd te wszystkie nakazy walki z niewiernymi--historyczne w istocie, choć fanatycy próbują to przekładać na teraźniejszość:( Tak samo w Starym Testamencie są historyczne fragmenty drogi Narodu Wybranego do Ziemi Obiecanej--równie krwawe i równie nie stanowiące wykładni moralnej dla współczesnych.
> Kim chcę być w przyszłości? Chciałabym być szczęśliwym człowiekiem ze spełnionymi wszystkimi swoimi marzeniami. :)
> A jeśli chodzi o zawody to bardzo kiedyś chciałam, i wciąż chcę, zostać astronautką, poznać Kosmos. Jednak to
> niemożliwe, jestem słaba, z fizyką mam problem (z podstawową fizyką, bo astronomia nie sprawiała mi wielkich
> problemów), i jest już za późno.
Astronautką czy astronomem, astrofizykiem? Astronautek to na całym świecie jest strasznie niewiele, a Polek tym bardziej;) A jak chciałabyś pomocy z fizyką, to służę fachową poradą.
> Niestety moja droga prowadzi do innego zawodu, którego nie chcę wykonywać.
Jakiego?
> Chciałam jeszcze występować w teatrze, jak wcześniej wspominałam, ale nie zdobędę chyba tyle odwagi. Chcę też
> podkładać głos do bajek,
A mnie się zdarzało podłożyć głos do dwóch bajek, które udźwiękowiłem dla moich córek;) Niestety, widzowie na YouTube nie byli zbyt zachwyceni moim głosem;)
> śpiewać w nich, lub śpiewać operowo, co jest moim wielkim marzeniem,
A umiesz śpiewać? Lubisz sobie podśpiewywać?
> i wspinać się po górach,
Taternictwo, alpinizm, himalaizm czy zwykła turystyka górska? Nie masz lęku wysokości? (ja mam)
Jakieś perci masz już na koncie?
> i zawsze chciałam wydać swoją książkę, ale kończyłam pisanie przeważnie po napisaniu trzech stron, więc nie wiem czy
> kiedyś mi się to uda.
Ja miałem niedawno pokusę napisania jakiejś przygodowej książki osadzonej w realiach mitologii słowiańskiej, którą dość szczegółowo ostatnio przestudiowałem. Niestety jestem zupełnym beztalenciem jeśli chodzi o budowanie jakiejkolwiek historii fabularnej:( Szkoda, bo tego typu książka, popularyzująca mitologię słowiańską, jest moim zdaniem potrzebna.
> W czym jestem lepsza od innych? Nie mam pojęcia, zawsze znajdzie się ktoś lepszy ode mnie. Hmm... Nie mam wielkich
> trudności z tworzeniem rymowanych wierszy, lub po prostu wierszy wolnych, lubię czytać i tworzyć (w głowie, bo na
> kartce zapisuję zawsze to, co jest w mojej opini arcydziełem, czymś naprawdę pięknym, i to samo jest z rysunkami i
> malowidłami - nawet jeśli komuś się podobają, ale mi nie, to lądują do kosza) wiersze, ale to jako hobby, trudno
> byłoby się z tego utrzymywać.
No to może praca dziennikarza lub grafika, to byłoby coś dla Ciebie? Dziennikarz, bo pracuje ze słowem pisanym; grafik, bo rysuje, maluje. Malujesz jaką techniką? Ja trochę smarowałem pastelami.
A jak było w szkole? W jakich przedmiotach byłaś mocna?
> Między innymi dlatego podążam drogą do dobrego zawodu w przyszłości, by zarobić trochę pieniędzy na spełnienie moich i
> mojej rodziny marzeń, lub przeznaczyć na coś. Chciałabym, aby moje życie było dobre. Żebym spełniła swoje marzenia,
> żebym odkryła to, czego szukam, żebym była szczęśliwa i uwierzyła na nowo w Boga, żeby szczęśliwa była moja rodzina i
> moja miłość, jeśli się pojawi. Tego chcę w swoim życiu, jeśli ma jakiś ono sens.
Życzę Ci tego.
> Samotnych dziewczyn jest chyba więcej niż samotnych chłopaków. I tu na smutnomi.pl wydaje mi się, że większość
> problemów napisały właśnie dziewczyny. ;)
Bo ja wiem? Chyba wychodzi tak pół na pół. Dzięki tym dziewczynom trochę chociaż przypominam sobie, że kobiety też czują, że nie są tylko wyniosłymi i niedostępnymi królowymi. Ale te wątki poruszane tutaj przez chłopaków mnie załamują. Zero odwagi. Ja rozumiem, być smutnym, bo się walczy, a nie wychodzi. Ale być smutnym bo się nic nie robi i czeka na oklaski nad swoją cudownością, których nie ma? Boją się tych dziewczyn jak kobra mangusty ;)
> Za bardzo się rozpisałam. Lektura na dobranoc. ;)
Nie szkodzi, ale pewnie niedługo będę potrzebować więcej niż dzień na odpisanie ;) Tym bardziej, że równolegle wieczorami studiuję przewodniki o Tatrach, gdzie za tydzień zabieram dzieci na naukę jazdy na nartach.:) Zmieniłem tym razem cytowanie, żeby się nie pogubić, jak w dawnych czasach korespondencji mailowej. -
5 lutego 2016, 22:52:05Mmm dziewczyna pisze o rozchylaniu nog na noc
-
5 lutego 2016, 22:46:04Naucz się na łyżwach beczki do przodu, to taki slalom, rozchylasz nogi i wracasz, rozchylasz i wracasz, i tak jeździsz bez odrywania nóg od lodu, wtedy łatwiej jest się nauczyć jeździć do tyłu, bo jak próbuje się po tym do tyłu to robi się na początku tak samo jak do przodu, czyli beczkę, i potem przerzuca się na slalom po jednej stronie, czyli operujesz jedną nogą do tyłu, odpychasz się nią, i druga jest jakby przy niej. Mam nadzieję, że jakoś sprawnie to wytłumaczyłam, mnie w każdym razie ten sposób pomógł w jeżdżeniu do tyłu, co prawda nie wygląda to za dobrze, nie jest pełne gracji, ale odpycham się na lodzie do tyłu, to zawsze coś. ;) A to właśnie jest to "rozjechanie" nóg, nie doczytałam, więc to jest konieczne do jeżdżenia tyłem. Kilka(naście) ćwiczeń i się nauczysz. ;)
To dobrze, jeśli jest lepiej z Twoim sercem podczas takich regularnych treningów. Znam kilka osób, które mają lekkie problemy z sercem i unikają sportu jak ognia. A takie treningi mogą im wyjść na dobre, właśnie jak Tobie. A blizna nie przeszkadza mi w pływaniu, chociaż jak byłam niedawno na basenie to gdy wyszłam z wody, wokół blizny były lekko czerwone plamy, ale nie szczypało mnie ani nic podobnego, no i oczywiście blizna była sina, ale to normalne. Jednak jest widoczna, i na zawodach dla amatorów nie chciałabym się z nią pokazać. ;) Może kiedyś zniknie, a wtedy częściej chodziłabym na basen.
Chyba w sklepach i spotkaniach przeżywam to samo co w autobusie. Fobia, lęk, nie wiem, będą sama czuję się najlepiej, kontaktować się z kimś mogę przez wiadomości takie jak na przykład tutaj, wirtualnie, lub listowo. Uwielbiam pisać, słyszeć w głowie swoje słowa, które są płynne, i mogę się spokojnie zastanowić nad wszystkim, co tu wypiszę. Na spotkaniach czasem się jąkam, zapominam słów (to często się u mnie zdarza), nie umiem ich dobrać, nie to co przy pisaniu, gdzie od razu w myślach mam ułożone pięknie kolejne zdania. Kiedyś się otworzyłam pewnej osobie, myślałam, że jest taka sama jak ja, i ta osoba (precyzując mój kolega z dawnej szkoły, z którym nie rozmawiałam nigdy w szkole i poza nią, aż po zakończeniu szkoły do mnie napisał z życzeniami i okazało się, że mamy wiele wspólnego, do kiedyś...) często mówiła mi, że jestem jej bratnią duszą, i choć tak nie uważałam (jetem ostrożna, nie przywiązuję się za bardzo do innych), to jednak myślałam, że więc jestem dla kogoś ważna, że ktoś mnie rozumie i ja go też rozumiem. Powiedziałam mu wiele rzeczy o sobie, czego teraz żałuję, i choć się kłóciliśmy, to jednak jakoś się zawsze dogadywaliśmy. Niestety on zaczął zachowywać się inaczej, często mędrkował, wywyższał się w swoich poglądach, teoriach, i często mnie poniżał. Znalazł sobie dziewczynę, którą miałam okazję poznać, jest miła całkiem, ale nie różni się za bardzo od tych wszystkich dziewczyn, co publikują swoje życie w portalach społecznościowych. Kontakt się urwał między mną a tym kolegą, a jego dziewczyna pisze do mnie, kiedy ma jakiś problem (często z jej chłopakiem), i czy mogłabym jej pomóc, dać jakąś radę. Nawet kiedyś pisałyśmy ze sobą 2 godziny, bo chciała wiedzieć prawie wszystko o swoim chłopaku, moim koledze. A i on powiedział o mnie jej wszystko, i ona kilka razy się mnie pytała wprost: "Czemu jesteś introwertyczką?", "Dlaczego to i tamto?", co mnie bardzo wkurzyło. Dlatego nie chcę się otwierać nikomu, chyba że anonimowo nieznajomemu ;), rodzinie (choć ich niestety kilka razy okłamałam, ale to dlatego, by się nie martwili), lub przyjacielowi, którego znałabym minimum kilka lat i naprawdę, naprawdę, naprawdę mu ufała. Kiedyś też miałama wirtualną przyjaciółkę, pisałyśmy do siebie codziennie, dzień w dzień, e-maile przez 3 lata o absolutnie wszystkim, o każdym naszym problemie, i ona o wszystkim mi mówiła, i ja jej, aż nagle urwała kontakt. Nie odzywała się do mnie, po 2 latach napisała wiadomość z przeprosinami, wybaczyłam jej, pisałyśmy ze sobą kilka dni, i znowu mnie opuściła, minął rok, cóż.
O, chyba też tak zacznę pisać, bo odpisywałam kiedyś: "Nic", wydawało mi się, źe to dobra odpowiedź na uniknięcie dalszej konwersacji, jednak po tym zawsze dostałam wiadomość: "Jak to nic?", a potem: "Co porabiasz?". Albo pisałam: "Jeszcze żyję", lecz wtedy było: "Co się stało?! Mów". Więc dobrym rozwiązaniem teź jest odpisanie: "Dobrze, a u ciebie?", -Dobrze, co porabiasz?, "Czytam książkę, a ty?", -Jem. I rozmowa zakończona. ;)
Tak, zastanawia mnie czemu inni są tacy, inni tacy, tamci szczęśliwsi, a ci niemający niczego. Nie szukam sensu w życiu, szukam sensu życia, po co ono jest, czy jest to próba dla człowieka, przystanek, a może to jest właśnie raj, właściwie był rajem, póki wymy§lono technologię, wybudowano wielkie domy, stworzono pieniądze, zgarnięto wszystko, co było niegdyś darmowe i dostępne dla wszystkich. Mówię i piszę, że wierzę w Boga. Chcę wierzyć, lecz obawiam się, że wcale nie wierzę, że się poddałam. Kiedyś zawzięcie szukałam odpowiedzi, czytałam różne artykuły, rozmawiałam z Jezusem, a teraz to wszystko straciło sens w moich oczach i nie wiem co jest tego przyczyną. Jeśli jest Bóg, jest, musi być, to jest Miłością, wiem, że przygarnie do siebie każdego grzesznika, w to wierzę, ale czemu ten człowiek nie ma ręki, a ten jest niewidomy, to właśnie na te rzeczy staram się szukać odpowiedzi, i jej nie znajduję, i przez to cierpię, przez to cierpi moja wiara. Do Kościoła też nie chodzę, już dawno przestałam chodzić, z tego samego powodu co Ty, i te wszystkie modlitwy, święte księgi - nie wiem czy są prawdziwe, skoro pisane były przez tylu ludzi, każdy dodawał coś od siebie, przez to każdy mówi, że Biblia to zbiór metafor i wszyscy interpretujemy je inaczej, właśnie to widać po wyznawcach Allaha, którzy mają swoją interpretację jak widać.
Kim chcę być w przyszłości? Chciałabym być szczęśliwym człowiekiem ze spełnionymi wszystkimi swoimi marzeniami. :) A jeśli chodzi o zawody to bardzo kiedyś chciałam, i wciąż chcę, zostać astronautką, poznać Kosmos. Jednak to niemożliwe, jestem słaba, z fizyką mam problem (z podstawową fizyką, bo astronomia nie sprawiała mi wielkich problemów), i jest już za późno. Niestety moja droga prowadzi do innego zawodu, którego nie chcę wykonywać. Chciałam jeszcze występować w teatrze, jak wcześniej wspominałam, ale nie zdobędę chyba tyle odwagi. Chcę też podkładać głos do bajek, śpiewać w nich, lub śpiewać operowo, co jest moim wielkim marzeniem, i wspinać się po górach, i zawsze chciałam wydać swoją książkę, ale kończyłam pisanie przeważnie po napisaniu trzech stron, więc nie wiem czy kiedyś mi się to uda. W czym jestem lepsza od innych? Nie mam pojęcia, zawsze znajdzie się ktoś lepszy ode mnie. Hmm... Nie mam wielkich trudności z tworzeniem rymowanych wierszy, lub po prostu wierszy wolnych, lubię czytać i tworzyć (w głowie, bo na kartce zapisuję zawsze to, co jest w mojej opini arcydziełem, czymś naprawdę pięknym, i to samo jest z rysunkami i malowidłami - nawet jeśli komuś się podobają, ale mi nie, to lądują do kosza) wiersze, ale to jako hobby, trudno byłoby się z tego utrzymywać. Między innymi dlatego podążam drogą do dobrego zawodu w przyszłości, by zarobić trochę pieniędzy na spełnienie moich i mojej rodziny marzeń, lub przeznaczyć na coś. Chciałabym, aby moje życie było dobre. Żebym spełniła swoje marzenia, żebym odkryła to, czego szukam, żebym była szczęśliwa i uwierzyła na nowo w Boga, żeby szczęśliwa była moja rodzina i moja miłość, jeśli się pojawi. Tego chcę w swoim życiu, jeśli ma jakiś ono sens.
Samotnych dziewczyn jest chyba więcej niż samotnych chłopaków. I tu na smutnomi.pl wydaje mi się, że większość problemów napisały właśnie dziewczyny. ;)
Za bardzo się rozpisałam. Lektura na dobranoc. ;) -
4 lutego 2016, 21:44:29Klucz do sukcesu to u mnie systematyczność--z czasem jak już się za coś zabiorę, to bywa, że mi tego brakuje i czuję wyrzuty sumienia, jeśli sobie odpuszczę.;) To można w sobie wypracować niekoniecznie od dzieciństwa. U mnie to wyszło chyba na studiach, jak pierwszy raz nie zdałem egzaminu w sesji, wtedy się nauczyłem pracy systematycznej i stopniowo prowadzącej do celu, i przekonałem się jaka to jest wielka siła, właściwie zgodnie z powiedzeniem "chcieć to móc". Jako dziecko też raczej nie byłem pracowity. Więc tutaj kapitał z dzieciństwa kapitałem z dzieciństwa, ale my sami też możemy wziąć życie w swoje ręce i kształtować je tak, żeby osiągać to na czym nam zależy. Co do tańca... nigdy nie mów nigdy, może kiedyś będziesz na to patrzeć inaczej ;)
Na łyżwach niestety nie mogę zrobić piruetu, bo jeżdżę na hokejowych, notabene bardzo niewygodnych w kostce. Po przekładance plan jest nauczyć się jechać do tyłu, a w ogóle też nauczyć się jechać bez odrywania nóg od lodu, ale ściąganie "rozjechanych" nóg do siebie jest dla mnie na razie niemożliwością.
Ja też się szybko męczę przy pływaniu (kraul), ale widzę poprawę z każdym treningiem. W ogóle to mam wadę zastawki serca i nie jest ono wydolne przy maksymalnym obciążeniu, ale w miarę budowania formy unikam tego obciążenia maksymalnego i jest lepiej:) A ta blizna na udzie z czego się wzięła? Ona chyba nie przeszkadza w pływaniu?
Natury samotnika pewnie nie zmienisz, ale warto się nauczyć znośnie współżyć z otoczeniem i nie odcinać się tak zupełnie od niego, bo to w pewnym momencie staje się drogą do pełnej samotności. A czego boisz się w spotkaniach czy w sklepie? To samo co w autobusie? Czy może nie wiesz o czym rozmawiać, jak się zachowywać? No i skąd możesz wiedzieć, że nikt Ciebie nie zrozumie, jeśli nie próbujesz się otworzyć? Ja, jak dotąd rozumiem (lub tak mi się wydaje), a takich osób jak ja jest więcej. Tylko są ciche i nie widać ich na tle głośniejszych. A nawet te osoby, które nie są do Ciebie podobne mogą Cię zaskoczyć. Moja żona uwielbiała imprezy i kontakty towarzyskie, można powiedzieć, że stanowiła znaczne przeciwieństwo mojego charakteru. Ale rozumieliśmy się bez słów. Tak więc jeśli znajdziesz miłość, to na pewno spotkasz się ze zrozumieniem. I przy okazji żona mnie trochę "ucywilizowała"--nie żebym stał się nagle imprezowiczem, ale od czasu do czasu nauczyłem się brać w tym udział bez zbędnych kompleksów i bez potrzeby brania nóg za pas.
Ja też nie lubię pytań "co słychać"--jak mi ktoś coś takiego powie to moja odpowiedź brzmi "wiesz co, musiałbym się zastanowić" ;) Jak słucham rozmówcy, to jakoś nie umiem sobie w duchu w międzyczasie przygotować własnego materiału do stosownej opowieści;)
Jeśli płacz wiąże się u Ciebie z analizą życia, to wygląda mi na poszukiwanie w nim sensu i próbę zrozumienia co w nim jest niewłaściwego, że nie czujesz się szczęśliwa i sprawiedliwie obdzielona szczęściem jak inni. Co do Boga, to my się chyba do niego zabieramy z dwóch różnych stron--ty wierzysz i pytasz dlaczego jest niesprawiedliwy; ja z kolei w niego uwierzyłem dlatego właśnie, że życie jest niesprawiedliwe. Bo nie ma dla mnie np. zupełnie sensu żyć w świecie, w którym dobry człowiek umiera, a zły żyje dalej. Chyba, że istnieje Bóg, który przywraca temu wszystkiemu w końcu właściwe proporcje po śmierci. Wcześniej określałem się jako agnostyka, teraz zdarza mi się nawet zabierać głos w obronie wiary. Chociaż kościół mnie przeraża i nie chodzę. To trochę jak Ty w piekarni--za dużo ludzi, którzy przychodzą w niejasnym dla mnie celu, wystrojeni, wzajemnie się obgadujący.
A kim chcesz być w przyszłości? W czym jesteś dobra, lepsza od innych? Jak chcesz, żeby wyglądało Twoje życie?
A chłopcy nie mówią o urodzie, bo nie czują się płcią piękną, są pozbawieni wszystkich archetypów urody, którymi dysponują kobiety i muszą szukać innych cech, które będą ich mocną stroną;) Chociaż kompleksy na punkcie czegoś, co dla innych może być powodem do naśmiewania się, mają również.
Właśnie to było dla mnie wielkie odkrycie--że obie płcie tak samo mogą się sobą interesować, tak samo mogą cierpieć z samotności--to było dla mnie nie do pomyślenia, żeby piękna dziewczyna, która przecież może sobie wybrać każdego (a zawsze widziałem dookoła bez liku samotnych facetów) mogła być samotna. A jednak tak bywa.
Dzięki za wyrozumiałość co do długości wypowiedzi;) Dobrej nocy. -
3 lutego 2016, 23:13:30Pewnie pomoże taki codzienny trening, jednak nawet przez te 15 minut nic bym nie zrobiła, a tylko się leniła. Ale dziękuję za radę, może kiedyś wezmę się w garść i zacznę się uczyć grać. ;) Tak samo z tańcem, bo na kurs nigdy nie pójdę, za dużo ludzi. To dobrze, ćwicz dalej, aż nauczysz się przekładanki czy piruetów. ;) Dużo widzę osób na lodowisku, które stoją przy barierce i nic nie robią, zrobią kilka okrążeń i już się poddają, choć moźe i też nie przepadają za łyżwami. Ale i tak, warto próbować nowych rzeczy. Nauczyłam się przekładanki i pirueciku właśnie obserwując innych na lodowisku, na początku nie wychodziło, ale teraz gdy tylko wejdę na lód, nawet po bardzo długiej przerwie, od razu czuję się swobodnie i mogę zaczynać różne akrobacje dla początkujących łyżwiarzy. ;)
Tak, to prawda, że to często rodzice decydują o przyszłości swoich dzieci. I trochę tego żałuję, że mnie rodzice nie wysyłali gdzieś na tańce czy łyżwy, bo nie miałam za ciekawego dzieciństwa, i wyrosłam na wielkiego lenia, a tak to bym miała jakieś zajęcie. Pływać uwielbiam, nawet kiedyś myślałam o tym zawodzie, albo o takich zawodac, ale niestety nie mogę, mam wielką bliznę na udzie i szybko się męczę.
Nie wiem czy ktoś polubi mój nos, może nie będzie po prostu zwracał na niego uwagi, ale czy go uzna za mój atut to nie wiem, wątpię.. Będę samotnikiem, nie zmienię tego. Boję się wszelkich spotkań, nawet nienawidzę chodzić do sklepu po pieczywo, bo jest tam mnóstwo ludzi, a jak widzę kogoś znajomego to uciekam. Czasem do mnie ktoś napisze, właśnie w sprawie porady, czy bym komuś w czymś pomogła, i mnie to nie przeszkadza, z chęcią wcielam się w rolę psychologa i wysłuchuję problemów innych, by móc im potem jakoś doradzić. Nie otwieram się, bo wiem, że nikt mnie nie zrozumie. Nawet moja prawdziwa miłość, jeśli takową odnajdę. Nie interesują mnie rozmowy typu: "Cześć, co słychać? Co porabiasz?", nienawidzę o tym pisać, rozmawiać. Czasami przechodzę dziwne chwile, wybucham płaczem i analizuję całe swoje życie, czasem tylko płaczę, nawet nie wiedząc dlaczego. Chyba brak odpowiedzi mnie bardzo przytłacza. Odpowiedzi na pytania dotyczące życia, cierpienia, czy prawie codziennie Boga. I to, że teraz udaję. Udaję, że życie ma jakiś sens. Nie wiem, kim jestem, kim chcę być. W mojej wyobraźni cały czas uciekam. Uciekam od tego świata i chowam się gdzieś w lesie. Żyję. A tu udaję. Odkryłam, odkryłam, ale chłopcy są równie piękni co dziewczyny. Choć fakt, jeszcze nigdy nie usłyszałam od jakiegoś chłopaka słów typu: "Jestem gruby", "Mam pryszcze na plecach", tylko dziewczyny cały czas mówią o swoich wadach, jak i ja o nosie, ale czemu tak jest. :D
I nie masz za co przepraszać. Lubię długie wiadomości, tylko takie cenię, zresztą ja i tak też nie piszę krótkich tekstów, jak widać. ;) -
2 lutego 2016, 22:23:02No to może, żeby pokonać lenistwo to sobie spróbuj zarezerwować, powiedzmy 15 minut codziennie na jakiś mały trening. Taka odrobina systematyczności, na przykład przez miesiąc próby;) Kiedyś nawet dotarłem do poradników nauki gry na pianinie na YouTube, więc może jest to do zrobienia. A to przekładanie ruchu nut na klawisze, np. "zmiana nutki o jedną do góry"="przesunięcie na klawiaturze o jeden w prawo", też mi trochę pomogło (choć nie dokończyłem nauki;).
Zerknąłem właśnie na wujka Google, istnieją zajęcia z baletu dla dorosłych;) Ale z tego powodu, o którym mówisz, pomyślałem o zwykłym tańcu. Jest to jednak pokrewna dziedzina, a często w dziedzinach pokrewnych można się nieźle odnaleźć. Jako dziecko marzyłem o treningach karate... Na studiach trenowałem judo (czyli właściwie coś mocno innego--chwyty zamiast ciosów) i bardzo mi się podobało, nie czułem potem już ciągu do karate. No i trenując taniec mogłabyś zostać królową każdej tanecznej imprezy;) Łyżew to Ci mogę pozazdrościć, ja próbuję przekładanki, ale nie czuję jeszcze dobrze równowagi na zewnętrznej krawędzi łyżwy. Chociaż w sumie tutaj posuwam się powoli do przodu, więc można powiedzieć, że działam według swojej maksymy;)
Co do tych dzieci, trenujących od pięciolatka... To tak naprawdę wydaje mi się, że rzadko dziecko tutaj jest tą osobą, która decyduje o rozpoczęciu treningów. To jest bardziej rola rodziców, żeby wyłapać talent dziecka w jakiejś dziedzinie i następnie go szlifować. W tym momencie też pojawia się pytanie: czy rodzic powinien obciążać dziecko treningami, czy powinien mu tak odbierać dzieciństwo. Koniec końców i tak wśród tych utalentowanych dzieci mistrzem Polski zostanie jedno na tysiące trenujących. A koło 30-tki skończy karierę i co z tego wynika? Wyczynowy sport niestety odbija się też na zdrowiu. Mnie osobiście satysfakcjonuje poziom "hobby", a jeśli chcę wyjść trochę poza niego, to w "moich" dziedzinach zawsze można się sprawdzić, np. brałem udziały w zawodach biegowych, kiedyś w zawodach judo, myślę też może, jak popracuję nad techniką, spróbować siły w zawodach pływackich amatorów czy w czymś takim;) Wiele jest zawodów, na które jest wstęp wolny dla każdego.
Nos będzie chyba kompleksem, dopóki nie spotkasz kogoś, kto go będzie lubiał i cieszył się na jego widok;) I nie bądź samotnikiem na własne życzenie, proszę. Spróbuj drobnych kroków, jak jesteś gdzieś zaproszona, to wyjdź od czasu do czasu, jak kogoś widzisz, zamień z nim choć parę słów, itd. Ja też liczyłem, że ludzie sami do mnie przyjdą... Niestety. Przyjdą może czasem po pomoc, jeśli jesteś w czymś dobra (np. nauka albo Twoje łyżwy), ale to nie jest jeszcze relacja towarzyska. Do tego potrzeba otworzyć się na drugą osobę, nie traktować jej zdawkowo, będąc zamkniętym w wewnętrznej twierdzy--ja zbyt późno się tego nauczyłem. No i jeszcze jedna rzecz mi się przypomina, już w odniesieniu do relacji damsko męskich i samotności na tym polu. W czasach szkolnych nie mogłem zrozumieć czemu dziewczyny są takie piękne, a chłopcy tacy brzydcy.:) Jak brzydal może starać się o względy pięknej istoty. A tu okazuje się, że dziewczyny swoje piękno potrafią niżej cenić niż męskie atrybuty chłopaków:) Niestety zrozumiałem to dopiero w wieku 23 lat, jak poznałem moją przyszłą żonę. A Ty już to odkryłaś?;)
Znowu mi wyszło długie--już ten tekst muszę sobie wklejać do notatnika, żeby go ogarnąć--przepraszam;) -
2 lutego 2016, 18:18:20Akurat mam keyboard, co prawda jest mały i w ogóle nieprofesjonalny, ale mogę spróbować nauczyć się czytania nut. Umiem w miarę grać z nut, ale podpisanych C D E itd. i na klawiszach mam zapisane literki. Tylko nie wiem kiedy się za to zabiorę. Bo tu dochodzi też moje wrodzone lenistwo. ;) To ciekawe, też taką muzykę lubię, i nie raz słucham samych melodii granych na pianinie różnych zespołów. :)
Nie wiem czy prowadzone są kursy z baletu. To taki rodzaj tańca, którego uczyć się trzeba od małego (układ stóp itd.), zresztą nie potrafiłabym długo wytrzymać na takim kursie, może kiedyś w domu poszukam sobie lekcji z baletu i będę tańczyć, to też w formie zabawy, bo prima baleriną zostać raczej nie chcę, za późno. Z łyżwiarstem już coś zaczynam, przekładanki się nauczyłam, obrotu, w połowie jaskółki, nawet zakupiłam łyżwy. :) Jednak to i tak będą dla mnie niespełnione marzenia, chodzi mi o to, że żałuję, że będąc dzieckiem nie poprosiłam mamy lub taty o pianino, o balet lub łyżwy, by to od małego było moją pasją, moim jedynym celem. A nie teraz, tylko hobbym. Może jednak tak miało być i moim powołaniem jest coś innego. Dziękuję za rady. ;)
Z nosem to wątpię, raczej to będzie mój wieczny kompleks. Ale i tak dziękuję. :) Ja jestem teraz taką gapą i samotnikiem. I to chyba też na własne życzenie. Nie lubię nigdzie wychodzć, spotykać się, i nie wiem czy kiedyś to zmienię. Może to ludzie do mnie przyjdą, a ja nie będę musiała do nich wychodzić. :D Miłego wieczoru. -
1 lutego 2016, 20:51:29O widzisz, ale zamiast grania na pianinie można się pouczyć chociaż podstaw obsługi keyboardu, czytania zapisu nutowego (w gruncie rzeczy chodzi o nauczenie się "przenoszenia" ruchu nut na pięciolinii na ruchy rąk na klawiaturze). To było też kiedyś jedno z moich cichych marzeń i doszedłem do etapu, gdzie metodą prób i błędów potrafię zagrać pewne rzeczy ze słuchu (tzn. czuję gdzie szukać nut na klawiaturze dla dźwięku, który pamiętam). Ale to tylko zabawa. Kiedyś nad morzem byłem w restauracji na obiedzie i tam jakaś dziewczyna siadła do fortepianu... Była to zwykła klientka restauracji, ale jak ona potrafiła nad tym panować, robiła z tym instrumentem co chciała i w dodatku grała (z głowy) muzykę, którą lubię, w rodzaju Queen, Metallica, itd. To była dla mnie potęga wzruszenia, a dziewczyna zebrała oklaski;) Balet? Kursy tańca są coraz bardziej popularne, może to nie to samo, ale przydaje się w życiu i jest to krok w tę branżę... Łyżwiarstwo figurowe? W tym roku z moimi dziećmi zacząłem uczęszczać na lodowisko, nie ma obowiązku, żeby stale jeździć w kółko, można próbować spokojnie budować technikę (szczególnie jeśli jest dostępny instruktor), chociaż póki co jestem na etapie opanowywania przekładanki. Chodzi mi o to, że nawet jeśli nie osiągniesz mistrzostwa w dziedzinie, którą lubisz, to możesz się w niej stopniowo rozwijać i czerpać z tego satysfakcję. Na takim lodowisku stosunkowo szybko poczujesz satysfakcję, bo przynajmniej połowa jeżdżacych zwykle skupia się na tym, zeby nie upaść ;) A z czasem może stwierdzisz, że na czymś Ci zależy bardziej niż na innych rzeczach i temu się poświęcisz...
Dziękuję Ci za tą miłą laurkę i cieszę się jeśli daje Ci to wiarę w istnienie miłości. Bo wiele osób tutaj widzę, którzy w nią nie wierzą, a to błąd. I przez to omija ich najpiękniejsza część życia. Wszystkie problemy są ważne. Z niektórymi jednak można sobie poradzić i jeśli mogę Ci pomóc odnaleźć w życiu szczęście i pomóc pokonać trudności, które sam kiedyś pokonywałem, to mi to daje poczucie radości i bycia potrzebnym (może w niewielkim stopniu, ale jednak). Z perspektywy tych kilkunastu lat więcej patrzę czasem na swoje lata szkolne studenckie i mam żal do siebie, że byłem taką gapą, samotnikiem po części na własne życzenie. Teraz mam inne spojrzenie na życie i walkę o to, co jest w nim ważne, ale też i znacznie mniejsze możliwości niż kiedyś. Mam też nadzieję, że polubisz swój nos:)
Miłego wieczoru -
31 stycznia 2016, 22:03:08Pewnie i tak, ja jestem z reguły spokojną osobą, więc nie wyobrażam siebie w związku z kimś o wojowniczym charakterze. Chociaż kto wie, przeciwieństwa się przyciągają. Ale tak, niektórzy mają takie charaktery, niektórzy inne, więc też dla każdego miłość będzie wyglądać inaczej. Najważniejsze to właśnie w tej miłości jest to, że kocha się swojego partnera mimo wszystko i jest się w stanie oddać za niego swoje życie.
Masz rację, że marzenia należy spełniać krok po kroku. Jednak na naukę gry na pianinie, którego nie mam, czy nauka baletu, łyżwiarstwa figurowego, gry na skrzypach, których także nie posiadam, operowego śpiewu, czy też na marzenia o wystąpieniu w teatrze, jest trochę za późno. Nie mam potrzebnych materiałów, ani doświadczenia, ani pieniędzy. Takich rzeczy uczy się od małego, a ja też za szybko się poddaję, widzę wszystko w ciemnych barwach, i zawsze myślę, że to się nie uda. Jeszcze nie odnalazłam swojej pasji, której mogę całkowicie się poświęcić. Tylko marzę. Wiem, że muszę się przełamać, i w końcu postawić krok do przodu, a nie cały czas stać w miejscu. Nie wiem jednak, kiedy to zrobię, i czy to ma jakiś sens.
Zawsze czytam wypowiedź po kolei, by odpowiadać w tym samym czasie na przeczytane przeze mnie fragmenty. Już miałam odpisać o niedoskonałościach, ale przeczytałam dalej, i dotarłam do ostatniego zdania. Bardzo mi przykro z powodu straty Twojej żony. Jesteś wspaniałym mężczyzną, tak bardzo cieszę się, że napisałam tutaj i Ty mi odpowiedziałeś, dzięki czemu Cię poznałam. Myślałam, że już nie ma tak cudownych osób, a jednak. W każdej Twej wypowiedzi dawałeś mi otuchy, dobrej rady, wiary, nadziei. Moje problemy tak naprawdę są nieistotne, są głupie. Ale Ty i tak pisałeś, dawałeś przykłady ze swojego życia. Dziękuję. Twoja żona musiała być najwspanialszą i najpiękniejszą kobietą na świecie. Jeśli tak widzisz prawdziwą miłość, jeśli z wielkim rozsądkiem i całym sercem używasz słowa "kocham", jak opowiadasz o tym, że nie widać tych wad, jaki jesteś, to jesteście dla mnie przykładem prawdziwej miłości. Dzięki Tobie, znowu uwierzyłam. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi pomogłeś. Mam nadzieję, że spotkasz kogoś w rzeczywistości, po 30-tce, z kim będziesz dzielił swoje przemyślenia, z kim będziesz mógł o wszystkim porozmawiać. Zasługujesz na szczęście, za Twą wielką dobroć, za Twe złote serce. Bardzo Ci dziękuję. Pozdrawiam Cię ciepło. -
31 stycznia 2016, 19:23:37ja pierdolę jak tutaj ktoś się rozpisał
no cóż chciałem tylko napisać, że ja nawet po trupach do celu nie mam możliwości chodzić jestem zwykłym zerem bez ŻADNYCH SZANS NA POPRAWĘ -
31 stycznia 2016, 18:46:56Z tym co piszesz o randkowaniu na portalach, to się zgadzam. Nie popieram tego, żeby komuś dawać nadzieję, a na następny dzień się rozmyślić. Jeśli mówię, że mi na kimś zależy, to nie jest to kaprys chwili, tylko słowa, za które biorę odpowiedzialność. I też samo słowo "kocham" to nie jest wytrych, którego można użyć do podrywu, to jest coś, co niesie za sobą najwyższą odpowiedzialność i odróżniam "kochanie" od "zakochania", "zauroczenia" i od "sympatii". No i jeśli mi na kimś zależy, to nie poddaję się po kilku dniach braku kontaktu.
Fajnie, że myślisz podobnie o smartfonach, coraz trudniej znaleźć kogoś tak nastawionego;) Mnie do Facebooka z kolei coraz bardziej zmuszają rozmaite serwisy, które w celu wypowiedzenia się w jakiejś sprawie w postaci komentarza, wymagają zalogowania się przez FB... Nie wiem do czego ten FB kiedy np. chcę się wypowiedzieć o roli lamelek w oponie zimowej;)
Tych wojujących kochanków to bym tak nie skazywał od razu na to, że między nimi nie ma prawdziwej miłości. To nie tak. Po prostu to inne charaktery. Oni wiedzą, że partner taką awanturę przyjmuje bez osobistej urazy, że w ten sposób komunikują między soba o trudnych sprawach. Znam małżeństwo, które regularnie się kłóci ze sobą, a jedno za drugie by życie oddało:)
Co do chęci w głowie. Jeśli masz jakieś pragnienie w głowie, to jedyne, co należy zrobić w rzeczywistym życiu, to dążyć do realizacji tych marzeń. Te kroki nie muszą być od razu drastyczne. Ale lepiej wykonać 100 małych kroków jeden po drugim i w końcu dotrzeć do celu niż nigdy nawet nie zacząć, prawda?
Moi koledzy po prostu, jak to dzieci, bawili się w obgadywanie. Zawsze jak pojawia się ktoś nowy (przyszedłem z innej szkoły), trzeba go poobgadywać. Niestety skończyło się kiepsko, choć jak popatrzyłem sobie po latach na filmy z kamery z mojego dzieciństwa, to nie widziałem w moim sposobie chodzenia nic dziwnego;)
Chyba z Twoim nosem jest trochę podobnie. Ja też ukradkiem chodziłem po ulicach bo bałem się, że ktoś mnie zobaczy i będzie się naśmiewać. A na domiar złego po drodze do szkoły musiałem przejść przez otwartą polanę, gdzie byłem z konieczności widoczny jak na dłoni. To chyba tak samo jak Ty w autobusie. I jaki jest ten Twój nos?:) Duży? Ja też mam duży nos. Duże nosy są fajne przy pocałunkach, bo trzeba się nauczyć mijać nawzajem ;) Ja myślę, że ci koledzy i koleżanki po prostu czepili się jakiejś pierwszej lepszej wyraźniejszej cechy u Ciebie i jak raz się tego uczepili, to tak im zostało, niekoniecznie dlatego, że ten nos tak bardzo im przeszkadza, a może bardziej dlatego, że Ty na to reagujesz i dla żartu chcieli Ci dokuczyć... Możesz też popatrzeć, że jest wielu celebrytów z rozmaitymi nosami i jakoś im to nie przeszkadza w popularności:) Nikt nie jest doskonały i te drobne niedoskonałości sprawiają, że nie jesteśmy papierowymi postaciami z obrazków, ale ludźmi z krwi i kości. Także sprawiają, że nie jesteśmy wyniosłymi i niedostępnymi ideałami--modelami, na których można popatrzyć, ale do których nie ma co się odzywać--ale zbliżają nas do innych, którzy też mają swoje kompleksy i problemy.
Mam przeczucie, że jeśli kogoś będziesz kochać z wzajemnością, to Twój nos będzie pokochany razem z całą Twoją osobą. I razem z całym Twoim ciałem, niezależnie jak odbiegałoby ono od proporcji malarskich--które, bądźmy szczerzy, są zwykle projekcją męskich fantazji malarzy:) Moja żona miała problem z nieznacznym hirsutyzmem, to też przypadłość, która osłabiała mocno jej wiarę w siebie i poczucie kobiecości. Kochałem tą jej niedoskonałość, wrażliwość i taką czysto dziewczęcą podatność na zranienie, która się za tym kryła i to, że właśnie mnie ufa i że to właśnie ja, a nie nikt inny mogę jej przywrócić wiarę w siebie.
Też dziękuję, jesteś fajną dziewczyną, lubię osoby z takim systemem wartości, chciałbym kogoś takiego w moim wieku spotkać na żywo... tylko po 30-tce niestety takie wrażliwe dziewczyny, o ile już nie zostały przez kogoś odkryte, stają się niezwykle zamknięte w sobie i bardzo trudno do nich dotrzeć. Jeszcze tylko żebym nie był źle zrozumiany co do tych marzeń wobec mojego udanego przecież małżeństwa--to moja żona była tą bliską mi osobą z wypowiedzi o piracie drogowym... Pozdrowienia. -
30 stycznia 2016, 21:39:11Tak, właśnie. Kiedy czytam tutaj "miłosne" problemy, to to wcale nie jest miłość. Nie odpisywanie, nie zmienianie statusu na portalach społecznościowych, ciągłe kłótnie, jakieś awantury... Co to jest? I masz rację, miłość nie opiera się na cierpieniu. Wszędzie mówią, piszą, pokazują, że miłość to też ból, płacz, i w to wierzyłam, lecz teraz, jeśli się kogoś kocha, to nie powinno się już cierpieć, a jeśli się z kimś jest, ale się cierpi, to wcale nie jest miłość. Rzadko używam słowa "kocham". Właśnie czekam na dzień, w którym będę gotowa, pewna swych uczuć, pewna tej prawdziwej miłości, by to powiedzieć.
O mnie także denerwują te smartfony, które nie dość, że nie mieszczą się w kieszeni, to i rozładowują się po jednym dniu. I też wszędzie, gdzie wchodzę w Internecie, czy to przy oglądaniu różnych programów, jest wzmianka o Facebooku czy innych stronach... Raz nawet grałam kiedyś w jakąś tam grę, i kiedy byłam w połowie wszystkich poziomów, to żeby dalej grać, kazano mi połączyć się z Facebookiem. I po grze.
Tak, wojownicze związki są dynamiczne, ale dla mnie to też nie jest miłość, kiedy w takich związkach jak nie ma awantury, to nie ma "miłości", a jest obojętność. Samo przebywanie z ukochaną osobą jest czymś wspaniałaym. Ale kto, co lubi.
Chciałabym, lecz w mojej głowie jestem zupełnie inna, a taka w rzeczywistym świecie nie mogę być, nie potrafię. I wyobrażam sobie swoją prawdziwą miłość, którą na rzeczywistość nie przełożę, bo jej nie mam. Pozostaje mi tylko nadzieja.
Nie mogę wytrzymać spojrzeń ludzi, bo nie wiem, czy boję się, czy mam wrażenie, że mnie oceniają... To jest mój lęk, fobia, której nie rozumiem i zwalczyć nie mogę. Mam kolegę, który nie rusza rękami jak chodzi, trochę to śmiesznie wygląda, ale nie jest to straszne, dziwne, a normalne, inni mają tak, a inni nie. Ale Tobie to koledzy wmówili? Ludzie pptrafią zrobić innym przykrość. Kłamać. Oszukiwać. Tylko po co? By poczuć się lepiej? To nie ma sensu, kogo uszczęśliwia ból innych...
Też uważam, że nie ma brzydkich kobiet. Tak, jestem hipokrytką... Wielu osobom mówię, że wyglądają pięknie. A sama za taką się nie uważam chyba właśnie przez wmówienie sobie przez innych złośliwych komenatrzy. A konkretnie to nos, o którego wszyscy się czepiają. Raz znajomy w gimnazjum powiedział mi, żebym sobie zrobiła operację plastyczną, potem w technikum inny kolega mnie też obraził, poten następny, pamiętam też mojego innego kolegę, który cały czas stawał do mnie bokiem i patrzył się na mój nos, robił zdjęcia i się śmiał, potem jakaś dziewczyna powiedziała, że by mi coś powiedziała na temat mojego wyglądu, ale "nie chce być niemiła", a inna koleżanka porównała mnie do kogoś tam i do teraz cały czas wpatrzona jest w profil mej twarzy. Nawet moja własna siostra powiedziała mi kilka razy jak to okropny jest mój nos. Więc tak zaczęłam patrzeć się na siebie, tak jak patrzą na mnie inni. Zapewne gdybym nie dostała tylu uwag, to nie obchodziłby mnie mój nos. To jest tylko nos, ważne, że jest, ale wszystkim w czymś przeszkadza, i teraz jestem bardzo wyczulona na słowo "nos", nie staję już nigdy bokiem do kogoś, a w autobusie kilka razy też ktoś się cały czas patrzył na mnie, a siedziałam do niego bokiem, więc pewnie zakochał się w moim nosie jak inni, nienawidzę tego, nienawidzę, a operacji plastycznej sobie nigdy nie zrobię, bo nie mam problemów z oddychaniem, a przeciwna jestem poprawianiu swego wyglądu. Ale to nie wszystko. Czemu miłość platoniczna? Bo boję się. Boję się tej bariery, która jednak jest częścią miłości, to taka absolutna wiedza o swoim partnerze, połączenie się w jedność. Nie wyglądam jak inne kobiety. Może z takimi samymi problemami co ja gdzieś tam są, ale to wciąż nie jest prozaiczne. Nawet na malowidłach naga kobieta jest ukazana tak jak wszystkie inne powinny wyglądać. Idealny wzór kobiety. Zanim pokazałabym się bez ubrań komuś, musiałabym tę osobę kochać całym sercem, musiałabym wiedzieć, że osoba ta mnie nie zrani i także mnie kocha, i musiałoby co do tego upłynąć dużo czasu.
To bardzo dobrze, jeśli między Tobą i żoną nigdy nie było żadnej awantury. :) Właśnie to jest miłość. Bez zbędnych kłótni.
Dziękuję. -
29 stycznia 2016, 20:55:30:) To jest takie piękne marzenie o miłości jedynej w życiu i o tym, żeby słowo "kocham" znaczyło to co powinno. Czasem to się udaje (u mnie tak właściwie było).
To ja jestem rzeczywiście większym dinozaurem, bo ja kończyłem studia mniej więcej w czasie kiedy wchodziły kolorowe wyświetlacze do komórek;) I denerwuje mnie, że zamiast telefonów są teraz jakieś niemieszczące się w kieszeniach smartfony, że zamiast prowadzenia zwykłej strony domowej, jak dawniej, zresztą na swoim serwerze, i zwykłego kontaktu mailowego, ktoś zmusza mnie do uczestnictwa w portalach społecznościowych;)
Miłość nie musi, nie powinna opierać się na cierpieniu. Są charaktery wojownicze, są charaktery spokojne, które wolą rozmowę od niepotrzebnych kłótni. W moim małżeństwie nie było nigdy podniesionego głosu ani awantury. A te wojownicze charaktery też zwykle wyznają zasadę, że "kto się lubi ten się czubi", więc tych drobnych sprzeczek nie traktują tak całkiem serio, a bez nich mają wrażenie, że zobojętnieli dla partnera.:)
Mówisz, że żyjesz wyobraźnią. Ale warto jest swoje marzenia przełożyć na rzeczywistość. To jest dużo silniejsze. Bo istnieją ludzie, przy których nie musisz niczego udawać i możesz być sobą.
A dlaczego nie możesz wytrzymać spojrzeń ludzi? Co jest z nimi nie tak? Wiesz, ja w szkolnych czasach miałem takich miłych kolegów, którzy mi wmówili, że jak idę, to nie ruszam rękami jak zwykły człowiek. Chyba z 10 lat trwało zanim się z tego wyzbierałem, do szkoły się jakoś ukradkiem próbowałem przemykać, a był to oczywisty nonsens... Mam nadzieję, że u Ciebie to nie jest coś podobnego.
A jakie uwagi miałaś odnośnie wyglądu? Ja zawsze powtarzam... Nie ma brzydkich kobiet. Przynajmniej ja ich nie widzę. Kobieta może być zaniedbana, ale każda ma w sobie tą iskierkę kobiecości, która jest piękna, i którą trzeba tylko wydobyć.
I nie ograniczaj się w marzeniach (i w dążeniach) miłości do miłości platonicznej. Od niej można i należy zacząć. Powinno się kochać osobę, a nie jej ciało. Można tą miłość platoniczną nawet długo pielęgnować, ale w końcu trzeba pokonać tę ostatnią barierę. Marzysz przecież o tym, żeby nie musieć przed taką osobą niczego udawać. Tego nie da się zrobić do końca dopóki ta jedna sfera miłości fizycznej pozostaje nieprzekroczona. Dopóki dwójka kochających się ludzi nie potrafi stanąć przed sobą bez niczego na sobie i bez skrępowania odnośnie wyglądu i swoich intymnych reakcji. -
29 stycznia 2016, 17:27:16Nie dopuszczałam takiej myśli, sądziłam, że nie odpiszesz, ale także cieszę się na odzew. :)
Z fizycznym pożądaniem owszem, to jest normalne, ale chciałabym oddać się już tej osobie na zawsze. Być już tylko z tą osobą. Więc tak, musiałabym mieć do tej osoby ogromne zaufanie oraz ją kochać, z wzajemnością.
Jestem jeszcze młoda, więc moich rówieśników dziwi to, że nie posiadam choćby Snapchata. Przez to też nigdzie nie widzę wokół mnie staroświeckich osób.
Czy lęk, czy obawa, możliwe... A może ciągłe bujanie w obłokach. Każda mała dziewczynka marzy o księciu z bajki. I to marzenie tkwi we mnie cały czas. Wiem, że miłość opiera się również na cierpieniu, ale jednak, wciąż chcę życia w bajce. Nie lubię się kłócić, dla mnie awantury są zbędne, zwłaszcza w związkach, jest to według mnie dziwne. Wiele osób kłóci się ze swoimi partnerami o nic, zamiast cieszyć się każdą spędzoną razem chwilą, zamiast patrzeć się na siebie w milczeniu z uśmiechem na twarzy, zamiast po prostu się kochać, tęsknić, rozmawiać, śmiać się. Boję się, że to marzenie nigdy nie zostanie spełnione. A może ja wcale o tym nie marzę. Tylko marzę. Czasem nie wiem, gdzie dokładnie jestem. Czasem gubię się w swoich myślach, czy coś co miałam w głowie wydarzyło się naprawdę i jest tylko moim wspomnieniem, czy może to kolejna wymyślona przeze mnie rzecz, sytuacja. A kiedy czytam, piszę, słucham muzyki - znikam. Żyję wyobraźnią.
Może i tak, choć często bycie samej mnie uszczęśliwia. Kiedy jestem sama, nie muszę nikogo udawać, nawet nie wiem kogo udaję, ale udaję. Nie lubię przebywać wśród ludzi. Dla mnie dwie osoby w autobusie to tłok. Codziennie jeżdżę autobusem, w którym jest mnóstwo ludzi, jeden na drugim, i czasem wysiadam wcześniej niż na zamierzonym przystanku, bo już nie mogę wytrzymać spojrzeń tych ludzi. Dzisiaj także, w całym autobusie było kilka osób, ale pewne trzy osoby całą drogę się na mnie patrzyły. Serce mi przyspieszało, miałam ochotę płakać i jednocześnie nawrzeszczeć na nich. Dlatego zawsze potrzebuję kilku długich chwil tylko dla samej siebie, by pomyśleć, przeprowadzić z samą sobą monolog, czy też by się uspokoić.
Jak słyszę czego młodzi ludzie oczekują, co według nich znaczy miłość, to powoli tracę tę wiarę. Ale mam nadzieję, że znajdę swą miłość. Miłość platoniczną.
W nie tak odległej przeszłości dostałam kilka, a może i kilkanaście, uwag dotyczących mojego wyglądu. Pamiętam każdą uwagę, co do słowa, i tak teraz siebie postrzegam, niestety. -
28 stycznia 2016, 21:01:14Cieszę się, że jeszcze się odezwałaś. Ciekawe czy dopuszczałaś myśl, że kogoś może ucieszyć to, że się odzywasz? ;)
Wiele osób nie pije i nie pali. Z tym dotykiem, to wydaje mi się bardziej złożona sprawa. Czy to nie jest bardziej tak, że się go boisz, że musiałabyś mieć ogromne zaufanie dla tej osoby, która to zrobi? Przecież na pewno pozwolisz się dotknąć chociażby rodzicom, więc nie jest to niemożliwe, a raczej muszą być spełnione pewne warunki. I nie wierzę, że nie chciałabyś się czuć fizycznie pożądaną--jako kobieta przez mężczyznę--przez kogoś, kogo byś kochała z wzajemnością. Pewnych uczuć między kobietą i mężczyzną nie da się po prostu wyrazić samymi słowami czy kwiatami. Ale dotykiem można wyrazić bardzo wiele. Nie tylko pożądanie. Również poczucie bezpieczeństwa, zaufanie.
Pod względem portali społecznościowych, to wiele osób jest staroświeckich, szczególnie tych, którzy dobrze się bez nich obywali (również w społeczeństwie informatycznym przed erą Facebooka), a nagle ktoś zaczął im wpychać coś na siłę, co im nie jest potrzebne.
Mówisz, że nie chciałabyś się widzieć z partnerem codziennie. To też wydaje mi się pewnego rodzaju lękiem, obawą. Może przed gwałtowną zmianą wszystkiego w swoim życiu, przed wzięciem od razu pełnej odpowiedzialności za drugiego człowieka, przed tym, że pojawi się nuda i nagle bajka się skończy.
Jeśli kogoś kochasz, te wszystkie lęki padają stopniowo jak domki z kart, a czując szczęście, jakie wtedy się daje sobie nawzajem, chcesz spędzać z tą osobą jak najwięcej czasu. To jest zupełnie naturalne. Dążymy do tego, co daje nam szczęście. Czasem boimy się ryzyka, ale jeśli mamy pewność, że go nie ma, to po prostu dążymy do tego, żeby trwało jak najdłużej.
Mi też czasem drętwieją nogi od spodni, ale tak teraz szyją, że jak w pasie pasuje, to w udach za wąskie, co poradzić ;)
A prawdziwej miłości chce chyba każdy... prędzej czy później. Niektórzy niestety tracą wiarę w jej istnienie i zadowalają się półśrodkami. Skoro sami byli wykorzystywani, uważają to za usprawiedliwienie w wykorzystywaniu innych. Młodsi są naszpikowani testosteronem i nimi rządzą jeszcze hormony, a nie właściwe uczucia, których jeszcze mogą do końca nie rozumieć.
Kto Cię nie znienawidzi, skoro nienawidzisz samą siebie? Ja przerabiałem podobne uczucia do Twoich, rozumiem je. Pewnie wielu ludzi to rozumie i przez to samo przechodzili. Wiem jak niewiele potrzeba, żeby się z tego wyrwać. "straszny wygląd"? Każdy myśli o sobie źle jeśli nie ma pozytywnych opinii na swój temat. Ale czasem brak tych opinii nie wynika ze strasznego wyglądu, ale z zamknięcia wobec otoczenia, które wtedy boi się naruszyć Twoją sferę prywatności. -
28 stycznia 2016, 19:19:5921:38:33 Chyba masz rację. Jeśli będę dla kogoś sensem życia, on sam stanie się mym sensem. Miłość pod tym względem jest piękna. Boję się jednak, że nie trafię na podobną do mnie osobę. Nie piję, nie palę, każdy dotyk jest dla mnie naruszeniem mojej prywatności. Lubię być sama. Więc raniłabym tę osobę tym, że nie zawsze byłabym dla tej osoby dostępna. Dla mnie miłość to nie pocałunki czy codzienne sms-y. Dla mnie prawdziwa miłość opiera się na niekończących się nigdy myślach o kochanej osobie, zaufaniu i lojalności, odpowiedzialności i trosce, ale też i na tęsknocie, na ciszy, by tylko patrzeć się na swego partnera w milczeniu i cieszyć się z tej chwili spokoju, czuć jakby czas zatrzymał się na tę cudowną chwilę. Jestem staroświecka, nie chciałabym kontaktować się ze swoim partnerem poprzez portale społecznościowe i sms-y. Pragnę pisać listy lub z nim rozmawiać przez telefon. Chciałabym widywać się nim nie codziennie, a raz na może dwa tygodnie. By tęsknić. By kochać. By móc pocierpieć w samotności. Jednak wiem, że moje oczekiwania co do przyszłego partnera, jeśli takowy się pojawi, są mocno wygórowane, zwłaszcza patrząc na obecne czasy. Wszędzie widzę takich samych chłopaków (dla mnie mężczyzna to dżentelmen), którym już mrużą oczy od tego promieniowania, ciągłego przesiadywania na Facebooku czy innych tego typu rzeczach; którym już nogi drętwieją od spodni jakimi są rurki; którzy co zdanie przeklinają; którzy patrzą się na wymalowane dziewczyny i myślą tylko o jednym. Dla mnie to jest po prostu obrzydliwe, a widzę tylko takie osoby.
Może moje nastawienie do tych chłopaków jest właśnie częścią mej nienawiści do ludzi, a już konkretniej, zrozumiałam to przed chwilą, że jest to nienawiść do dzisiejszego świata, XXI. wieku. Wydaje mi się, że wszyscy stali się próżni, tacy powszechni, zapracowani, ale i poświęcający cały swój wolny czas na takie bzdety jak Facebook, Instagram, czy co tam jeszcze istnieje.
Także nie znienawidziłabym człowieka podanego w Twoim przykładzie o piracie drogowym. Przecież niczym nie zawinił. Ale jak to napisałam wcześniej, chodzi mi o zmieniające się czasy. I, że nie spotkam nigdy kogoś podobnego do mnie. A to również boli. Bo nie chcę mieć kogokolwiek. Chcę tego jedynego. Prawdziwej miłości. Wierzę, że taka istnieje, ale przerażona jestem tym, że może mnie taka miłość nie dotyczyć.
Co też we mnie może być takiego straszliwego? Wszystko. Od wyglądu zewnętrznego poprzez głowę zapełnioną myślami na temat sensu życia do serca płaczącego krwią. Nienawidzę siebie i otaczającego mnie świata. A kiedy nienawidzi się siebie samego, wtedy kto cię nie znienawidzi?
Nie, nie będę kontaktować się z takimi ludźmi. Już nigdy. Nic mi nie pomoże. Ja wiem swoje. Taki psychiatra niczego się o mnie nie dowie, a tylko straci swój cenny czas.
Miłość... Potrzebna mi miłość OD Boga, OD rodziców i w końcu OD drugiego człowieka. Chyba właśnie tego potrzebuję. -
26 stycznia 2016, 21:38:33Ale Ty nie jesteś jedyną osobą na tym świecie, która czuje się tu niepotrzebna, która--jeśli zniknie--to nawet nikt tego nie zauważy i nie zrobi mu się żal. Dlaczego uważasz, że kiedy wszyscy na Ciebie patrzą, to oceniają? Mnie też często boli, kiedy widzę powiedzmy pirata drogowego i wiem, że na 99.9% nic mu się nie stanie, a mnie los pokarał (śmierć bliskiej osoby) pomimo spokojnej jazdy. Ale nie nienawidzę takiego człowieka. Czemu ich nienawidzisz?
Oddałabyś życie za obcego człowieka, to dalej nic innego, jak ukryte pragnienie śmierci i zakończenia męczarni... Potrzebujesz akceptacji. Jednej przynajmniej osoby na świecie, która będzie potrzebować właśnie Ciebie do szczęścia. I to osiąga się właśnie w związku. Na nikogo nie zasługujesz bo byś raniła? A może potrafiłabyś w czyjeś życie wprowadzić promień światła i radości? Skąd wiesz, że to niemożliwe? Co też w Tobie może być takiego straszliwego?
Jeśli zraziłaś się do psychologa, to może psychiatra. Mnie też nie przekonują rozmowy ze sztucznym przyjacielem za pieniądze, ale już leczenie farmakologiczne potrafię zrozumieć i jeśli już nie będę dawał rady, to nie będę się wahać.
Miłość do Boga to jedno. Miłość do rodziców drugie. Do dziecka trzecie. Istnieje wiele rodzajów miłości. Ale człowiek potrzebuje miłości drugiego człowieka, życiowego partnera z krwi i kości, na którym może się oprzeć i przed którym nie musi niczego ukrywać... -
26 stycznia 2016, 20:59:3520:32:34 W takim razie przeżywam ów kryzys wiary z 10 lub więcej lat. Bóg niesprawiedliwy. Może i sprawiedliwy. Człowiek nie zrozumie nigdy planu boskiego. "Tak miało być, tak chciał Bóg", czemu? Tylko Bóg wie. Chcę wierzyć, że Bóg jest dobry, ale gdy tylko patrzę na siebie, myślę, że nie pasuję do tego świata, że jestem niepotrzebnym puzzlem, że powinno mnie tu nie być. Oczywiście, że nie popełnię samobójstwa, bo gdybym to zrobiła, odwróciłam się od Boga, sprzeciwiłabym mu się, a tego nie chcę. Chciałabym być przy Bogu, cały czas. Nawet siebie nie miłuję, nie szanuję i nienawidzę. Kiedy wszyscy się na mnie patrzą, oceniają mnie, i tego nienawidzę. Nienawidzę ludzi, którzy żyją nieświadomie, którzy są źli, są idealni, a ja nie. Wiem, że jest to egoistyczne. Mimo tego oddałabym życie za obcego mi człowieka. Nawet jeśli byłaby to osoba idealna, a znienawidzona przeze mnie, to i tak z chęcią oddałabym mu swoje życie, bo wiem, że ja na nie nie zasługuję. Co do związków, to nie. Owszem, jestem zamknięta. Boję się, że się komuś nie spodobam. Wszyscy są piękni, wspaniali. Ja po prostu na nikogo nie zasługuję. Tylko bym tę osobę raniła.
U psychologa byłam i nigdy więcej tam nie powrócę. Oceniają, w myślach szydzą. Po prostu nie.
Kocham Jezusa. Nie wiem czemu tak się zachowuję od tylu lat. Cały czas cierpię. Chciałabym się poddać, ale nie mogę, bo przy życiu przytrzymuje mnie właśnie miłość do Niego. -
26 stycznia 2016, 20:32:3419:35:51 Przeżywasz kryzys wiary... Bóg niesprawiedliwy. Chrystus nawet na krzyżu, mówiąc "czemuś mnie opuścił" nie zwątpił w jego dobroć i sprawiedliwość. Nienawidzisz ludzi. Też źle. Miłuj bliźniego jak siebie samego.
I tak, jest wiele osób, które cierpią samotność. Zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Dlaczego pozostają samotni? Bo nie rozmawiają. Zamykają się w sobie i czekają, aż ktoś odgadnie o co chodzi. Ale ten ktoś, kto miałby odgadnąć, też nie odgaduje, a sam czeka...
Odwagi. A skoro dochodzi do prób samobójczych, to i psychiatra mógłby pomóc. Pomóc wydostać się z tego wewnętrznego więzienia. -
26 stycznia 2016, 19:35:51Bóg... Przyniósł mi tyle cierpień i cierpię wciąż. Czy jest niesprawiedliwy? Nie wiem. Może. Jednak mimo tych cierpień, i wielu zwątpień, zawsze Go bronię. Czasami sama się od Niego odwracam, ale nie pozwolę na to, by ktoś inny się od niego odwrócił, by ten ktoś cierpiał samotnie, by stracił wiarę.
Wszędzie widzę ideały. Niby ideały nie istnieją, ale znam na wylot kilka osób, które mają naprawdę idealne życie. Tak samo niesprawiedliwe jest to, że ktoś rodzi się bez jednej ręki, czy nogi.
Jednak przeważnie jest tak, że ci którzy doznali cierpień, potrafią cieszyć się z najmniejszych rzeczy, są dobrzy, a ci którzy wiodą idealne życie, oczekują dalej już tylko samych ideałów, nic innego nie doceniają, są źli.
Czy warto być dobrym? Wierzę w Boga, ale nie w jakiś ogródek pełen szczęścia po naszej śmierci. Czy Bóg wyśle do Piekła tych, którzy nie byli dobrzy? Też mi coś... Bóg jest Miłością. Przyjmie każdego. To od człowieka zależy, czy pójdzie w objęcia Jezusa, czy też odwróci się i pójdzie jak najdalej od Niego.
Nienawidzę ludzi. Wszyscy są idealni, oczywiście w moich oczach. Nie widzę sensu życia. W ogóle nie wychodzę z domu. Ale... nie potrafiłabym być zła. Nie chciałabym kogoś skrzywdzić.
Boże... Właśnie o tym mówiłam. Nie wierzę w żadne swoje wypisane tu słowo, a i tak dalej piszę, by przekonać Ciebie. Chyba napiszę krótko i szczerze, co o tym myślę. Cierpisz? Będziesz cierpieć. Tak jak ja. Tak jak miliardy innych osób. Niewiadomo czy kiedyś będziesz szczęśliwa. Podobno miłość i te inne gówniane, przepraszam, wartości przynoszą szczęście. Więc może kiedyś spotkasz równie cierpiącego człowieka i się w nim zakochasz, on w Tobie, tralala.
Nie. Nie czytaj tego. To co piszę to brednie. Oszukuję samą siebie. I tak. Mam problemy psychiczne. Idę teraz się dusić, by przez chwilę poczuć to szczęście zbliżającej się śmierci. Ale zawsze puszczam swoją szyję i przerywam tę agonię czy jak to tam nazwać.
Bądź dobry/a. Po co być złym. Zaraz nasunie się pytanie tym, którzy to czytają: po co być dobrym? Nie wiem. A po co ludzie wierzą w Boga? Jak to Blaise Pascal mówił: ,,Jeśli wygramy, zyskamy wszystko, a jeśli nie, to nie tracimy nic.", czy jakoś tak. Warto wierzyć. Zaryzykować. Postawić wszystkie karty. Nic nie tracisz. -
26 stycznia 2016, 17:45:16To nie prawda. Źli wcale nie mają lepiej, może szybciej, łatwiej im pewne rzeczy dostać ale z reguły prędzej czy później to tracą i nadchodzi sprawiedliwość. Dobroć wymaga cierpliwości i pokory, akceptowania tego co szykuje nam Bóg.
-
26 stycznia 2016, 16:22:37Mili ludzie zawsze mają gorzej dlatego lepiej być egoistą.